środa, 26 marca 2014

Rozdział 3 Pobudka śpiąca królewno!

*Caroline*
Już od paru dni tamta wizja nie daje mi spokoju. Mimo starań nie udało mi się zrobić ani jednego kroku naprzód. Może po prostu źle szukam... Na internecie na pewno go nie znajdę. Nie mam nawet podstaw. 
Kurna... Ale ja jestem głupia! Przecież jeszcze nie szukałam tamtego miejsca, w którym go widziałam.
Kurde, muszę sobie przypomnieć. Myśl... Może jakaś nazwa ulicy, sklepu, coś charakterystycznego? Cokolwiek...  Nie wiem czy dobrze kojarzę, ale przypomina mi pewną dzielnicę obok, której kiedyś przechodziłam razem z Eleną. Z tego co pamiętam to szło się tam z godzinę.
Widziałam ją tylko z zewnątrz. Mówi się, że jest to jedno z tych mroczniejszych i opuszczonych miejsc. Ta... gadanie. Nawet jeśli nie jest to to czego szukam to trudno. Nie mam nic do stracenia, więc warto sprawdzić.
Wychodząc z pokoju rozejrzałam się czy nigdzie nie widać Eleny. Od razu by się zapytała gdzie idę, a moją wadą jest to, że nie umiem kłamać. Przecież prawdy jej też nie powiem. Polę to wszystko sama załatwić. Co prawda nie wiem jak, ale to inna historia.
Byłam już w przedpokoju, gdy nagle podskoczyłam słysząc głos współlokatorki.
-Gdzie idziesz?- zapytała tak jak przypuszczałam.
-Na spacer... Do parku.- zająknęłam się.
No to już po mnie.
-To spoko.- uśmiechnęła się.
Uwierzyła? Wygląda na to, że tak. Dziwne...
-A czy jak przyjdziesz...- zatrzymała się na chwilę, żeby dobrać słowa.- Czy mogłabyś mi wtedy pomóc z takim jednym... dobra czterema zadaniami z chemii? Kompletnie ich nie rozumiem.
-Jasne.- odparłam otwierając drzwi.- Cześć.
-Paa.- Przeciągnęła ostatnią literę wyższym głosem i się zaśmiała.
Spojrzałam na nią jeszcze przez sekundę i zamknęłam drzwi wychodząc z domu.
Na zewnątrz była jak zwykle pogoda pod psem. Może i nie padało jakimiś wielkimi wielkimi kroplami, ale mżyło.
Eh... Mogłam wziąć chociaż jakikolwiek płaszcz. No, ale trudno.
Przez chwilę stałam zastanawiając się, którą drogą będzie najlepiej iść. Po niecałej minucie miałam zaplanowaną całą trasę.

*Ethan*
Stałem właśnie zirytowany nad trupem. Czemu? Gdy powiedziałem Niall'owi o tym, że zostawiłem ciało rozkazał mi, żebym tam zapierdalał i coś z nim zrobił. Ale po co? Przecież i tak nikt tędy nie przechodzi. Zupełnie opuszczone miejsce.
Z zamyślenia wyrwała mnie wibracja telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni spodni i spojrzałem na wyświetlacz. Niall. Zajebiście... Wzdychnąłem i nacisnąłem 'odbierz'.
-Czego chcesz?- zapytałem wkurzony.
-Miłe powitanie. Nie ma co...- udał obrażonego i się zaśmiał.
-Czego chcesz?- powtórzyłem wolniej pytanie.
-Jak ci idzie z ciałem?- spytał "poważniejszym" głosem.
-Pieprzę się z nim, wiesz?- odparłem ironicznie.
-Uuups... W takim razie przepraszam, że wam przeszkodziłem.- roześmiał się, a ja miałem ochotę walnąć głową w mur.
-Weź się lecz.
-A znajdziesz mi lekarza?
-Nie.
-Czemu?- pisnął jak małe dziecko, przez co miałem ochotę mu za to przywalić w ryj.
-Bo on ci już nie będzie mógł pomóc, downie. Załatwię specjalnie dla ciebie psychiatryk. Albo nie. Mam lepszy pomysł. Egzekucję.
-A co to jest egzekucja?- znów ten sam "słodki" głos.
Weźcie mnie, kurwa trzymajcie. Czemu ja? Czemu akurat ja muszę żyć z tym płodem?
-Irytujesz mnie...- wymamrotałem zmęczony.
-Wiem.- odparł wesoło.
-To wszystko co chciałeś wiedzieć?- zapytałem chcąc jak najszybciej zakończyć tę bezsensowną rozmowę.
-Tak... Znaczy nie!
-O co jeszcze chodzi?- spytałem starając się uspokoić.
-Bo jest taka jedna... Drobniutka, maluteńka sprawa...
-No gadaj, a nie owijaj w bawełnę.- przerwałem mu chcąc jak najszybciej mieć to za sobą.
-Bo... Przez przypadek... Nie chcący strąciłem twój e-papieros z pralki i wpadł do kibla.- podniosłem na te słowa głowę do góry i przewróciłem oczami jednocześnie wzdychając.
-Przez przypadek, mówisz?- zapytałem ironicznie.
Czemu mnie to nie dziwi? Pomyślmy... Może dlatego, że to już dziesiąty taki "przypadek" w tym miesiącu...
-Tym razem na prawdę nie zrobiłem tego specjalnie!- krzyknął do słuchawki tak głośno, aż rozbolało mnie ucho i przez chwilę nic na nie nie słyszałem.
-Po pierwsze... Jasne, bo uwierzę... A po drugie... Nie drzyj mi się do ucha!
-Będę!
No tak... Prosić o coś dziecko...
-Czekaj chwilę!- ściszyłem głos do półszeptu i zacząłem nadsłuchiwać słysząc jakieś odgłosy.
Rozszerzyłem oczy. Były to czyjeś kroki.
-Co tam się dzieje?- zapytał blondyn.
Zignorowałem go.
-Halo?!- nie dawał za wygraną nie słysząc odpowiedzi.
-Zamknij się.- szepnąłem.
Ku mojemu zdziwieniu skutecznie go to uciszyło.
Słysząc coraz wyraźniejsze kroki pospiesznie schowałem się za śmietnikiem. Przykucnąłem i oparłem się o niego. Po paru sekundach zdecydowałem się też na wychylenie lekko głowy by sprawdzić kim jest ta osoba. 
Momentalnie poczułem oszołomienie. Była to tamta dziewczyna, którą miałem na zlecenie porwać. Jak jej tam było? Caroline? Chyba tak.
Moja pierwsza myśl jak ją zobaczyłem brzmiała: "Co ona tutaj robi?", lecz to uczucie szoku równie szybko zniknęło, jak i się pojawiło.
Na nieruchomych wcześniej ustach pojawił się szyderczy uśmiech.
-No to się zabawimy...- wymamrotałem sam do siebie i rozszerzyłem jeszcze bardziej kąciki ust.
-Ethan! Jesteś tam?! Co się tam dzieje?!
Bez słowa oderwałem telefon do ucha i się rozłączyłem.

*Caroline*
Czyli , że ludzie jednak nie przesadzali mówiąc, że lepiej nie wchodzić w głąb tej dzielnicy. Całe to miejsce przesiąknięte było dymem papierosowym, zgnilizną i benzyną. Krajobraz raczej też nie za urokliwy. Zniszczone, stare budynki, wszelkiego rodzaju graffiti i gdzieniegdzie wąskie uliczki.
Z kroku na krok przeszywały mnie coraz większe dreszcze na całym ciele. Idąc ciągle rozglądałam się doszukując najmniejszych szczegółów. Nagle się zatrzymałam i odwróciłam głowę do tyłu. Poznaję tamtą uliczkę. Tak to tu. Dotarłam do celu mojej wyprawy. W dodatku... Ciało nadal tam leży.
Zasłoniłam usta ręką próbując powstrzymać chęci na wymioty. Twarz i ubrania mężczyzny oblepione były zaschniętą już krwią, a oczy otwarte i jakby przesiąknięte nie tylko czerwoną mazią, ale też czymś w rodzaju strachu.
Nie powinnam tu jednak być.
Nagle podskoczyłam na dźwięki dziwnych odgłosów. 
To tylko wytwór twojej wyobraźni.- starałam sobie wmówić.
Jeszcze raz rozglądnęłam się wokół, jednak nic nie wskazywało na to żeby ktoś tu był.
Nie wytrzymując już zerwałam się z miejsca i ruszyłam biegiem przed siebie.
Nie wiem ile czasu biegłam, ale w pewnym momencie zaczęłam tracić siły. Mimo tego nadal nie zatrzymywałam się.
Nagle poczułam jak wpadam na coś, a raczej kogoś.
Cofnęłam się parę kroków do tyłu i podniosłam wzrok.
Stał przede mną chłopak o blond włosach. Wyglądał na zamyślonego, lecz po chwili spojrzał na mnie. Wydawał się być lekko zaskoczony, jednak po paru sekundach przybrał wcześniejszy wyraz twarzy.
Nagle poczułam się zażenowana. Zamiast coś.. No nie wiem, powiedzieć to ja znowu jak głupia stoję niczym słup.
-Przepraszam.- odparłam cicho.
Wtedy miałam ochotę walnąć czymś się w głowę. Takie małe deja vu. Dosłownie powtórka sprzed paru dni.
Ku mojemu zdziwieniu chłopak nie wyminął mnie tylko lekko się zaśmiał.
-Z chęcią bym pogadał przy jakiejś herbatce... No, ale niestety trochę się śpieszę. Może się jeszcze kiedyś spotkamy.- wybuchnął czymś w rodzaju wymuszonym śmiechem i szybko ruszył przed siebie.
Przez chwilę stałam nie wiedząc co się wokół mnie dzieje. Mój mózg postanowił się na chwilę wyłączyć.
Nagle drgnęłam niczym oparzona. Po paru sekundach dotarło do mnie, że to tylko wibracje telefonu. Szybko wyciągnęłam go z kieszeni spodni i spojrzałam na ekran wyświetlacza. Elenia. Niepewnie odebrałam.
-Kurde. Strachu mi narobiłaś. Już się bałam, że ktoś cię tam... no zgwałcił.- w tej chwili usłyszałam jej śmiech.
-Nie rozumiem skąd nagle takie myśli.- odparłam i również się zaśmiałam.
Przez parę sekund słyszałyśmy tylko swoje chichry. Gdy się uspokoiłyśmy El odchrząknęła.
-A tak właściwie to gdzie jesteś?- zapytała spokojnym głosem.
-Aktualnie to w...- zaczerpnęłam oddechu i po chwili dodałam.- W bibliotece. No wiesz... Trochę się przespacerowałam po parku i nagle naszła mnie myśl, żeby tu wpaść by wypożyczyć jakąś książkę. Wszystkie, które mam w pokoju przeczytałam, więc wiesz...- powiedziałam jednym tchem.
-To spoko. Co wypożyczyłaś?- zapytała jakby weselszym głosem.
Wiedziałam już, że coś podejrzewa i specjalnie zadała to pytanie.
-Harrego Pottera.- podałam tytuł pierwszej książki jaka mi przyszła do głowy.
-A tak w ogóle to kiedy będziesz w domu?
Za dwie, trzy godziny- miałam ochotę powiedzieć, ale się powstrzymałam.
-Za godzinę. Po drodze wstąpię jeszcze do sklepu, bo jedzenia już zaczyna brakować.- odparłam wymuszonym spokojnym głosem.
-Okej. W takim razie widzimy się w domu. Cześć.
-Pa.
Po zakończeniu rozmowy włożyłam znów telefon do kieszeni i uderzyłam się dłonią w czoło.
Boże... Biblioteka, supermarket... Jakbym bez tego już nie miała szans na sprężenie się tam.
Już po mnie...- pomyślałam i ruszyłam biegiem przed siebie.

*Niall*
Po tym jak wpadłem na nią już nie miałem wątpliwości. Była jakby... trochę przestraszona? Mój "braciszek" miał coś z tym wspólnego. Tylko on mógł teraz znajdować się w tych okolicach. Odbiło mu pewnie po tych jego narkotykach. Już jestem ciekaw w jakim stanie go znajdę. Długo nie musiałem się zastanawiać, bo po przejściu paruset metrów zobaczyłem jak siedzi oparty o mur z głową schowaną pomiędzy kolanami. 
Widząc ten widok głośno się zaśmiałem. Wyglądał jak jeden z tych żuli co śpią wszędzie gdzie się tylko da.
-Pobudka śpiąca królewno!- krzyknąłem podchodząc do niego.
Przez dłuższą chwilę odpowiedziała mi jednie cisza. Nawet nie drgnął.
Zacząłem się zastanawiać czy w ogóle jest przytomny. Już miałem nim potrząsać, gdy nagle podniósł powoli głowę.
Był lekko pobladły, pawie całe jego tęczówki wypełnione były przez źrenice, a pod oczami widniały sinawe podkowy.
-Wyglądasz jak pijok, wiesz?
-Zamknij się.- warknął patrząc w przestrzeń za mną.
Odwróciłem się w tamtą stronę.
-Hm? Co tam takiego widzisz?- zapytałem rozglądając się.
-Nieważne.- mruknął i zaczął grzebać w kieszeni spodni.
Tak jak myślałem, był to tamten jego proszek.
Jednym szybkim ruchem udało mi się go zabrać.
-Chciałbyś...- odparłem półszeptem.- Skoro ty pragniesz mi załatwić egzekucję to ja zafunduję ci odwyk.- uśmiechnąłem się do niego krzywo.
-Nie pieprz głupot tylko oddaj mi to!- krzyknął i niemal się na mnie rzucił.
Wtedy zobaczyłem obok siebie kraty ściekowe.
-Ups... Ale ze mnie niezdara...- powiedziałem wypuszczając z ręki saszetkę.
-Pojebało cię?!
-Nie, mnie nie, tylko ciebie!- krzyknąłem wkurzony.- Nie zauważyłeś tego? Nie jesteś sobą! Od kiedy to bierzesz?!
Czekałem długą chwilę, jednak nie doczekałem się odpowiedzi.
-Dobra nie ważne... Powiesz jak wytrzeźwiejesz.- odparłem przerzucając go sobie przez ramię.
Kurde... Aleś ty kościsty!- pomyślałem czując jak jego kości wrzynają mi się w żebra.
Po przejściu kilkudziesięciu kroków usłyszałem ciche chrapanie.
Dziwnie to w prawdzie wygląda, ale jest plus w tej sytuacji... Przynajmniej tak jakby mam go z głowy.
Czuję się jakbym niósł trupa. No z jedną różnicą. Trupy nie wydają nawet najcichszych odgłosów.

________________________________________
Na wstępie naprawdę baaardzo przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero teraz. Brak weny i niepasujące pomysły naprawdę mieszały w głowie :c 
Raczej niezbyt specjalnie mi wyszedł... Wiem... Mało opisów, czasem nieskładne zdania, brak pewnie przecinków w niektórych miejscach... I parę jeszcze tam rzeczy by się znalazło...
Gdyby nie ta piosenka pewnie jeszcze przez tydzień bym się głowiła nad tym co napisać. Nie wiem co ona ma wspólnego z tymi moimi wypocinami (raczej nic), ale nagle jakby pomysły same się pojawiały (nie najlepsze, ale przynajmniej jakieś c:). Porąbane... 
A i właśnie, zapomniałabym! Naprawdę wieeelkie podziękowania dla Wiśni za pozwolenie na pisanie perspektywy Niall'a. Naprawdę dzięki :) Bez tego, ten rozdział albo byłby krótszy, albo bym musiała się dłuższą chwilę zastanawiać nad innymi wariantami (pewnie gorszymi). 
Moim skromnym zdaniem to... uważam, że trochę przesadziłam z tym rozdziałem i go trochę zjebałam.
Tak więc jeszcze chciałabym powiedzieć, że rozdziały jednak mogą pojawiać się jak na razie tylko (przynajmniej z mojej strony :\). Postaramy się dodawać je co 1-2 tygodnie (max 3).
Myślę że to by już było na tyle ode mnie :)
Likier