wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 4 Dziękuję, że mi powiedziałaś


Elena
Wiedziałam, że Caroline, mnie okłamała. Nie wiem gdzie jest. Jak będzie chciała, sama powie. Po co naciskać? To nie tak, że mi na niej nie zależy, że mnie nie obchodzi, tylko... znam ją. Jeśli będę chciała to z niej wyciągnąć na siłę, nic się nie dowiem. Te kilka lat sprawiło, że znamy się jak łyse konie. Caro jest wyjątkowo zamknięta, to czasem mnie wkurza, ale... to moja BFF, nie umiem się na nią gniewać. Choć często próbuje, nie wychodzi. Usłyszałam jak drzwi się otwierają. Nie zrobię jej awantury, poczekam, aż sama mi powie.
-Hej Caro. Co kupiłaś? Masz dla mnie coś słodkiego?- zrobiłam wielkie oczy wychodząc z mojego pokoju.
-Hej. Yyy... Tak, snikersa, i jakąś czekoladę, zupki chińskie, a do tego podpaski...- powiedziała.
-Fajnie. Wiesz, że bardzo lubię Harrego Pottera. Którą część wypożyczyłaś?- hmmm, ona nie zna nawet jednej.
-Tę pierwszą?-stwierdziła, czy zapytała?
-"Kamień filozoficzny"? Wiesz, to ta pierwsza część.- zaśmiałam się.
-Tak. Ja idę do siebie...
-Miałaś mi pomóc z chemią...- jęknęłam błagalnie.
 -Ok, chodź tu.
   Męczyłyśmy się z tymi zadaniami dość długo, i tak nie zrozumiałam nic.
-Nigdy to nie było taką męczarnią... jak ci minął dzień?-zapytałam, zamykając podręcznik.
-Był całkiem... fajny?
-Okidoki. Idę wziąć kąpiel, później do spania. Chemii nigdy nie zrozumiem, miałam na to tyle stuleci i nie ogarnęłam, to teraz tym bardziej.- wystawiłam język Caro i pobiegłam do toalety.
   Odkręciłam kurek i szum wody zagłuszył inne dźwięki. Nalałam do wanny różne płyny do kąpieli, po czym zsunęłam z siebie ubrania i weszłam do wanny, czując jak gorąca woda przyjemnie parzy moją skórę. Leżałam w cudnie pachnącej pianie dopóki woda nie ostygła. Umyłam się, wyskoczyłam z wanny, wyjęłam kurek i owinęłam się ręcznikiem. Założyłam piżamę i umyłam zęby, po czym wyszłam z toalety i ruszyłam do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Eh... moja przyjaciółka mnie okłamuje. Zawsze mogłabym sprawdzić w jej głowie, ale obiecałam jej że nie użyję mocy przeciwko niej. Zrzucałam się po łóżku, próbując znaleźć wygodne miejsce, ale gdy po 20 minutach, nadal nie mogłam usnąć, wstałam z najwygodniejszego łóżka na świecie, by odnaleźć mój plecak i jakimś cudem wyjąc z niego mój 'pamiętnik'. Gdy już go jakoś wykopałam z stert bezużytecznych śmieci, noszonych przeze mnie każdego dnia do szkoły, ponowne udałam się na moje posłanie. Mądra ja nie pomyślałam, aby włączyć światło, więc musiałam wybrać- iść do włącznika lub użyć małej lampki, leżącej na półce obok. Jako, że należę do ludzi leniwych, nachyliłam się nad półką, sekundę później mrużyłam oczy, oślepiona nagłą jasnością. Gdy światłowstręt ustał, rozejrzałam się po pokoju... przy urządzaniu mojego królestwa, mogłam wziąć pod uwagę fakt, że jest wysokie prawdopodobieństwo, iż obudzę się w nocy, a wtedy mroczny wystrój nie ułatwi mi ponownego zapadnięcia w ramiona morfeusza. Czarne kruki gapił się na mnie ze swoich kryjówek w uśpionym lesie. Cały pokój był pomalowany ciemnogranatową farbą, no dobrze niemal czarną farbą, na bazie namalowane były drzewa i gdzieniegdzie, odpoczywające kruki, wlepiające swe gały w osoby w pomieszczeniu, całość (z sufitem na którym widniały korony tych drzew i pomiędzy gałęziami gwiazdy-lampki, które dawały, wbrew pozorom, dużo światła) prezentowała się nieziemsko... w dzień, natomiast w nocy mroziło krew w żyłach.
   Znudzona kreśliłam słowa, które w efekcie końcowym, miały tworzyć piosenkę:
  *
   Popatrzyłam na swoje 'dzieło'. Nie nie wiem po co pisze, skoro nikt i tak tego nigdy nie przeczyta\usłyszy. Schowałam zeszyt pod poduszkę, zgasiłam lampkę i zmęczona usnęłam.


*NASTĘPNEGO DNIA
GODZINA 8;36*
Kurwa. No zajebiście, no. Jestem spóźniona, bo pieprzony budzik nie zadzwonił, a moja kochana Caro stwierdziła, że sama się obudzę. Biegiem rzuciłam się do szafy, skąd wyjęłam czerwony, wełniany sweter, i czarne skórzane spodnie, bieliznę i jak poparzona ruszyłam do łazienki. Małe pomieszczenie jeszcze nigdy tak mnie nie denerwowało. Prysznic, jak zwykle brudny, wiec przed umyciem się, musiałam wyszorować szkło. Gdy wykonałam wszystkie najważniejsze czynności, zbiegłam do kuchni, na szybko zrobiła sobie kilka kanapek do szkoły. Założyłam skórzaną kurtkę, byle jakie trampki, deskę wzięłam pod pachę i pobiegłam do szkoły- no pojechałam na moim jedynym środku transportu. Nie miałam czasu nacieszyć się panoramą Londynu, przez co dziś naprawdę będę nie do życia. Wbiegłam do szkoły jak oparzona, pognałam do szatni, zmieniłam obuwie, schowałam kurtkę i deskę do szafki  prawie zapominając o torebce pobiegłam do klasy. Zadyszana próbowałam otworzyć drzwi, lecz klamka nie ustępowa. Zdziwiona ruszyłam do sekretariatu.
-Dzień dobry jestem z klasy Id, mam mieć teraz chemię, ale sala jest zamknięta... wie pani gdzie mamy teraz lekcję?- zapytałam miłą sekretarkę z wielkim uśmiechem.
-Już sprawdzam słoneczko. Yyy... Nie macie dziś pierwszej lekcji skarbie, przecież było ogłoszenie.
-Widocznie przegapiłam. Dziękuję, miłego dnia- uśmiechnęłam się, mimo wielkiej wściekłości.
   Wyjęłam z torby telefon, wybrałam numer do mojej współlokatorki:
-Halo?-zapytała zaspana, a mnie krew zalała.
-Wiedziałaś, że dziś nie mamy chemii?-mówiłam jak najłagodniej.
-Tak...
-Dziękuję, że mi powiedziałaś.-powiedziałam z udaną wrogością, po czym nacisnęłam czerwoną słuchawkę i wyciszyłam dźwięk.
   Poszłam do sklepiku z zamiarem przeczekania do drugiej lekcji, lecz gdy tam dotarłam, okazało się, że nie jestem jedyną osobą chcącą posiedzieć w ciepłym i wygodnym miejscu, więc kupiłam butelkę wody i opuściłam przytulną jadalnię utrzymaną w ciepłych barwach. Idąc bez celu po korytarzu, zdecydowałam posiedzieć na schodach. Zimne podłoże, zamrażało mi pośladki, ale co tam. Z nudów zaczęłam śpiewać piosenkę Things We Lost In The Fire, bardzo się zdziwiłam, gdy usłyszałam, że ktoś postanowił się dołączyć do mojego wokalu. Odwróciłam się, chcąc się dowiedzieć kto jest właścicielem tak cudownego głosu. Uśmiechnęłam się do Niall'a i mu pomachałam.
-Hej.-powiedziałam, gdy skończyliśmy śpiewać.
-Cześć. Nieźle śpiewasz...-stwierdził.
-Dzięki...-zarumieniłam się.-Nie mam chemii, a wczoraj całą noc kułam... MASAKRA. 

 *TEGO SAMEGO
   DNIA O 14*
   Po szkole ruszyłam do kawiarni. Dziwne. Pierwszy raz w życiu nie poszłam do skateparku. WOW. Takie dziwne. Siedziałam przy stole z ciemnego drewna (z krzesłami do kompletu. Wszystkie stoliki były takie same) popijając gorące late, gdy z zaplecza usłyszałam krzyki, po czym stamtąd wyszedł kierownik, z kartką: 'potrzebujemy kelnerki'  "Hm... czemu by nie? Zawsze jakieś pieniądze. Tak idź na to"- usłyszałam cichy głos w mojej głowie. Wstałam i podeszłam do kierownika, z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
-Dzień dobry.-przywitałam się radośnie.- Wiedzę, że potrzebuje pan pracownika... ja potrzebuję pracy... więc... Mogę zacząć choćby od zaraz.


-One Direction Don't Forget You Belong (jakby ktoś się nie skapnął 1D tu nie istnieje.


środa, 26 marca 2014

Rozdział 3 Pobudka śpiąca królewno!

*Caroline*
Już od paru dni tamta wizja nie daje mi spokoju. Mimo starań nie udało mi się zrobić ani jednego kroku naprzód. Może po prostu źle szukam... Na internecie na pewno go nie znajdę. Nie mam nawet podstaw. 
Kurna... Ale ja jestem głupia! Przecież jeszcze nie szukałam tamtego miejsca, w którym go widziałam.
Kurde, muszę sobie przypomnieć. Myśl... Może jakaś nazwa ulicy, sklepu, coś charakterystycznego? Cokolwiek...  Nie wiem czy dobrze kojarzę, ale przypomina mi pewną dzielnicę obok, której kiedyś przechodziłam razem z Eleną. Z tego co pamiętam to szło się tam z godzinę.
Widziałam ją tylko z zewnątrz. Mówi się, że jest to jedno z tych mroczniejszych i opuszczonych miejsc. Ta... gadanie. Nawet jeśli nie jest to to czego szukam to trudno. Nie mam nic do stracenia, więc warto sprawdzić.
Wychodząc z pokoju rozejrzałam się czy nigdzie nie widać Eleny. Od razu by się zapytała gdzie idę, a moją wadą jest to, że nie umiem kłamać. Przecież prawdy jej też nie powiem. Polę to wszystko sama załatwić. Co prawda nie wiem jak, ale to inna historia.
Byłam już w przedpokoju, gdy nagle podskoczyłam słysząc głos współlokatorki.
-Gdzie idziesz?- zapytała tak jak przypuszczałam.
-Na spacer... Do parku.- zająknęłam się.
No to już po mnie.
-To spoko.- uśmiechnęła się.
Uwierzyła? Wygląda na to, że tak. Dziwne...
-A czy jak przyjdziesz...- zatrzymała się na chwilę, żeby dobrać słowa.- Czy mogłabyś mi wtedy pomóc z takim jednym... dobra czterema zadaniami z chemii? Kompletnie ich nie rozumiem.
-Jasne.- odparłam otwierając drzwi.- Cześć.
-Paa.- Przeciągnęła ostatnią literę wyższym głosem i się zaśmiała.
Spojrzałam na nią jeszcze przez sekundę i zamknęłam drzwi wychodząc z domu.
Na zewnątrz była jak zwykle pogoda pod psem. Może i nie padało jakimiś wielkimi wielkimi kroplami, ale mżyło.
Eh... Mogłam wziąć chociaż jakikolwiek płaszcz. No, ale trudno.
Przez chwilę stałam zastanawiając się, którą drogą będzie najlepiej iść. Po niecałej minucie miałam zaplanowaną całą trasę.

*Ethan*
Stałem właśnie zirytowany nad trupem. Czemu? Gdy powiedziałem Niall'owi o tym, że zostawiłem ciało rozkazał mi, żebym tam zapierdalał i coś z nim zrobił. Ale po co? Przecież i tak nikt tędy nie przechodzi. Zupełnie opuszczone miejsce.
Z zamyślenia wyrwała mnie wibracja telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni spodni i spojrzałem na wyświetlacz. Niall. Zajebiście... Wzdychnąłem i nacisnąłem 'odbierz'.
-Czego chcesz?- zapytałem wkurzony.
-Miłe powitanie. Nie ma co...- udał obrażonego i się zaśmiał.
-Czego chcesz?- powtórzyłem wolniej pytanie.
-Jak ci idzie z ciałem?- spytał "poważniejszym" głosem.
-Pieprzę się z nim, wiesz?- odparłem ironicznie.
-Uuups... W takim razie przepraszam, że wam przeszkodziłem.- roześmiał się, a ja miałem ochotę walnąć głową w mur.
-Weź się lecz.
-A znajdziesz mi lekarza?
-Nie.
-Czemu?- pisnął jak małe dziecko, przez co miałem ochotę mu za to przywalić w ryj.
-Bo on ci już nie będzie mógł pomóc, downie. Załatwię specjalnie dla ciebie psychiatryk. Albo nie. Mam lepszy pomysł. Egzekucję.
-A co to jest egzekucja?- znów ten sam "słodki" głos.
Weźcie mnie, kurwa trzymajcie. Czemu ja? Czemu akurat ja muszę żyć z tym płodem?
-Irytujesz mnie...- wymamrotałem zmęczony.
-Wiem.- odparł wesoło.
-To wszystko co chciałeś wiedzieć?- zapytałem chcąc jak najszybciej zakończyć tę bezsensowną rozmowę.
-Tak... Znaczy nie!
-O co jeszcze chodzi?- spytałem starając się uspokoić.
-Bo jest taka jedna... Drobniutka, maluteńka sprawa...
-No gadaj, a nie owijaj w bawełnę.- przerwałem mu chcąc jak najszybciej mieć to za sobą.
-Bo... Przez przypadek... Nie chcący strąciłem twój e-papieros z pralki i wpadł do kibla.- podniosłem na te słowa głowę do góry i przewróciłem oczami jednocześnie wzdychając.
-Przez przypadek, mówisz?- zapytałem ironicznie.
Czemu mnie to nie dziwi? Pomyślmy... Może dlatego, że to już dziesiąty taki "przypadek" w tym miesiącu...
-Tym razem na prawdę nie zrobiłem tego specjalnie!- krzyknął do słuchawki tak głośno, aż rozbolało mnie ucho i przez chwilę nic na nie nie słyszałem.
-Po pierwsze... Jasne, bo uwierzę... A po drugie... Nie drzyj mi się do ucha!
-Będę!
No tak... Prosić o coś dziecko...
-Czekaj chwilę!- ściszyłem głos do półszeptu i zacząłem nadsłuchiwać słysząc jakieś odgłosy.
Rozszerzyłem oczy. Były to czyjeś kroki.
-Co tam się dzieje?- zapytał blondyn.
Zignorowałem go.
-Halo?!- nie dawał za wygraną nie słysząc odpowiedzi.
-Zamknij się.- szepnąłem.
Ku mojemu zdziwieniu skutecznie go to uciszyło.
Słysząc coraz wyraźniejsze kroki pospiesznie schowałem się za śmietnikiem. Przykucnąłem i oparłem się o niego. Po paru sekundach zdecydowałem się też na wychylenie lekko głowy by sprawdzić kim jest ta osoba. 
Momentalnie poczułem oszołomienie. Była to tamta dziewczyna, którą miałem na zlecenie porwać. Jak jej tam było? Caroline? Chyba tak.
Moja pierwsza myśl jak ją zobaczyłem brzmiała: "Co ona tutaj robi?", lecz to uczucie szoku równie szybko zniknęło, jak i się pojawiło.
Na nieruchomych wcześniej ustach pojawił się szyderczy uśmiech.
-No to się zabawimy...- wymamrotałem sam do siebie i rozszerzyłem jeszcze bardziej kąciki ust.
-Ethan! Jesteś tam?! Co się tam dzieje?!
Bez słowa oderwałem telefon do ucha i się rozłączyłem.

*Caroline*
Czyli , że ludzie jednak nie przesadzali mówiąc, że lepiej nie wchodzić w głąb tej dzielnicy. Całe to miejsce przesiąknięte było dymem papierosowym, zgnilizną i benzyną. Krajobraz raczej też nie za urokliwy. Zniszczone, stare budynki, wszelkiego rodzaju graffiti i gdzieniegdzie wąskie uliczki.
Z kroku na krok przeszywały mnie coraz większe dreszcze na całym ciele. Idąc ciągle rozglądałam się doszukując najmniejszych szczegółów. Nagle się zatrzymałam i odwróciłam głowę do tyłu. Poznaję tamtą uliczkę. Tak to tu. Dotarłam do celu mojej wyprawy. W dodatku... Ciało nadal tam leży.
Zasłoniłam usta ręką próbując powstrzymać chęci na wymioty. Twarz i ubrania mężczyzny oblepione były zaschniętą już krwią, a oczy otwarte i jakby przesiąknięte nie tylko czerwoną mazią, ale też czymś w rodzaju strachu.
Nie powinnam tu jednak być.
Nagle podskoczyłam na dźwięki dziwnych odgłosów. 
To tylko wytwór twojej wyobraźni.- starałam sobie wmówić.
Jeszcze raz rozglądnęłam się wokół, jednak nic nie wskazywało na to żeby ktoś tu był.
Nie wytrzymując już zerwałam się z miejsca i ruszyłam biegiem przed siebie.
Nie wiem ile czasu biegłam, ale w pewnym momencie zaczęłam tracić siły. Mimo tego nadal nie zatrzymywałam się.
Nagle poczułam jak wpadam na coś, a raczej kogoś.
Cofnęłam się parę kroków do tyłu i podniosłam wzrok.
Stał przede mną chłopak o blond włosach. Wyglądał na zamyślonego, lecz po chwili spojrzał na mnie. Wydawał się być lekko zaskoczony, jednak po paru sekundach przybrał wcześniejszy wyraz twarzy.
Nagle poczułam się zażenowana. Zamiast coś.. No nie wiem, powiedzieć to ja znowu jak głupia stoję niczym słup.
-Przepraszam.- odparłam cicho.
Wtedy miałam ochotę walnąć czymś się w głowę. Takie małe deja vu. Dosłownie powtórka sprzed paru dni.
Ku mojemu zdziwieniu chłopak nie wyminął mnie tylko lekko się zaśmiał.
-Z chęcią bym pogadał przy jakiejś herbatce... No, ale niestety trochę się śpieszę. Może się jeszcze kiedyś spotkamy.- wybuchnął czymś w rodzaju wymuszonym śmiechem i szybko ruszył przed siebie.
Przez chwilę stałam nie wiedząc co się wokół mnie dzieje. Mój mózg postanowił się na chwilę wyłączyć.
Nagle drgnęłam niczym oparzona. Po paru sekundach dotarło do mnie, że to tylko wibracje telefonu. Szybko wyciągnęłam go z kieszeni spodni i spojrzałam na ekran wyświetlacza. Elenia. Niepewnie odebrałam.
-Kurde. Strachu mi narobiłaś. Już się bałam, że ktoś cię tam... no zgwałcił.- w tej chwili usłyszałam jej śmiech.
-Nie rozumiem skąd nagle takie myśli.- odparłam i również się zaśmiałam.
Przez parę sekund słyszałyśmy tylko swoje chichry. Gdy się uspokoiłyśmy El odchrząknęła.
-A tak właściwie to gdzie jesteś?- zapytała spokojnym głosem.
-Aktualnie to w...- zaczerpnęłam oddechu i po chwili dodałam.- W bibliotece. No wiesz... Trochę się przespacerowałam po parku i nagle naszła mnie myśl, żeby tu wpaść by wypożyczyć jakąś książkę. Wszystkie, które mam w pokoju przeczytałam, więc wiesz...- powiedziałam jednym tchem.
-To spoko. Co wypożyczyłaś?- zapytała jakby weselszym głosem.
Wiedziałam już, że coś podejrzewa i specjalnie zadała to pytanie.
-Harrego Pottera.- podałam tytuł pierwszej książki jaka mi przyszła do głowy.
-A tak w ogóle to kiedy będziesz w domu?
Za dwie, trzy godziny- miałam ochotę powiedzieć, ale się powstrzymałam.
-Za godzinę. Po drodze wstąpię jeszcze do sklepu, bo jedzenia już zaczyna brakować.- odparłam wymuszonym spokojnym głosem.
-Okej. W takim razie widzimy się w domu. Cześć.
-Pa.
Po zakończeniu rozmowy włożyłam znów telefon do kieszeni i uderzyłam się dłonią w czoło.
Boże... Biblioteka, supermarket... Jakbym bez tego już nie miała szans na sprężenie się tam.
Już po mnie...- pomyślałam i ruszyłam biegiem przed siebie.

*Niall*
Po tym jak wpadłem na nią już nie miałem wątpliwości. Była jakby... trochę przestraszona? Mój "braciszek" miał coś z tym wspólnego. Tylko on mógł teraz znajdować się w tych okolicach. Odbiło mu pewnie po tych jego narkotykach. Już jestem ciekaw w jakim stanie go znajdę. Długo nie musiałem się zastanawiać, bo po przejściu paruset metrów zobaczyłem jak siedzi oparty o mur z głową schowaną pomiędzy kolanami. 
Widząc ten widok głośno się zaśmiałem. Wyglądał jak jeden z tych żuli co śpią wszędzie gdzie się tylko da.
-Pobudka śpiąca królewno!- krzyknąłem podchodząc do niego.
Przez dłuższą chwilę odpowiedziała mi jednie cisza. Nawet nie drgnął.
Zacząłem się zastanawiać czy w ogóle jest przytomny. Już miałem nim potrząsać, gdy nagle podniósł powoli głowę.
Był lekko pobladły, pawie całe jego tęczówki wypełnione były przez źrenice, a pod oczami widniały sinawe podkowy.
-Wyglądasz jak pijok, wiesz?
-Zamknij się.- warknął patrząc w przestrzeń za mną.
Odwróciłem się w tamtą stronę.
-Hm? Co tam takiego widzisz?- zapytałem rozglądając się.
-Nieważne.- mruknął i zaczął grzebać w kieszeni spodni.
Tak jak myślałem, był to tamten jego proszek.
Jednym szybkim ruchem udało mi się go zabrać.
-Chciałbyś...- odparłem półszeptem.- Skoro ty pragniesz mi załatwić egzekucję to ja zafunduję ci odwyk.- uśmiechnąłem się do niego krzywo.
-Nie pieprz głupot tylko oddaj mi to!- krzyknął i niemal się na mnie rzucił.
Wtedy zobaczyłem obok siebie kraty ściekowe.
-Ups... Ale ze mnie niezdara...- powiedziałem wypuszczając z ręki saszetkę.
-Pojebało cię?!
-Nie, mnie nie, tylko ciebie!- krzyknąłem wkurzony.- Nie zauważyłeś tego? Nie jesteś sobą! Od kiedy to bierzesz?!
Czekałem długą chwilę, jednak nie doczekałem się odpowiedzi.
-Dobra nie ważne... Powiesz jak wytrzeźwiejesz.- odparłem przerzucając go sobie przez ramię.
Kurde... Aleś ty kościsty!- pomyślałem czując jak jego kości wrzynają mi się w żebra.
Po przejściu kilkudziesięciu kroków usłyszałem ciche chrapanie.
Dziwnie to w prawdzie wygląda, ale jest plus w tej sytuacji... Przynajmniej tak jakby mam go z głowy.
Czuję się jakbym niósł trupa. No z jedną różnicą. Trupy nie wydają nawet najcichszych odgłosów.

________________________________________
Na wstępie naprawdę baaardzo przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero teraz. Brak weny i niepasujące pomysły naprawdę mieszały w głowie :c 
Raczej niezbyt specjalnie mi wyszedł... Wiem... Mało opisów, czasem nieskładne zdania, brak pewnie przecinków w niektórych miejscach... I parę jeszcze tam rzeczy by się znalazło...
Gdyby nie ta piosenka pewnie jeszcze przez tydzień bym się głowiła nad tym co napisać. Nie wiem co ona ma wspólnego z tymi moimi wypocinami (raczej nic), ale nagle jakby pomysły same się pojawiały (nie najlepsze, ale przynajmniej jakieś c:). Porąbane... 
A i właśnie, zapomniałabym! Naprawdę wieeelkie podziękowania dla Wiśni za pozwolenie na pisanie perspektywy Niall'a. Naprawdę dzięki :) Bez tego, ten rozdział albo byłby krótszy, albo bym musiała się dłuższą chwilę zastanawiać nad innymi wariantami (pewnie gorszymi). 
Moim skromnym zdaniem to... uważam, że trochę przesadziłam z tym rozdziałem i go trochę zjebałam.
Tak więc jeszcze chciałabym powiedzieć, że rozdziały jednak mogą pojawiać się jak na razie tylko (przynajmniej z mojej strony :\). Postaramy się dodawać je co 1-2 tygodnie (max 3).
Myślę że to by już było na tyle ode mnie :)
Likier

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 2 Niezła z ciebie aktorka

Elena
Zadzwonił dzwonek, informujący, o zakończeni matematyki. Dlaczego nie urodziłam się ścisłowcem? Może bym choć trochę ogarniała, co robimy na lekcji, a nie spisywała sposób rozwiązania zadania z głowy nauczyciela, sorry profesora.
Mam mieć teraz dwie godziny w-f'u, mam nadzieję, że będzie nożna.
 -Melania, zapytasz Profesora Feelinghtona, co mamy? Mi nie powie co jest serio, bo wie, że ćwiczę tylko na nożnej...- Melania, to miła dziewczyna, krótkie blond włosy, zawsze idealnie jej się układały za pierwszym razem, ja z moimi męczyłam się bardzo długo, ale efekty nigdy nie były widoczne.
-Jasne. Jaką wymówkę wymyślisz tym razem?-zaśmiała się niebieskooka.
-Jeszcze nie wiem. Najlepiej myślę na spontanie.-powiedziałam, po czym się rozdzieliłyśmy.
 Jak się okazało, tym razem trener chciał być dla mnie miły, i obie lekcje miałyśmy spędzić na kopaniu piłki.
Biegiem udałam się do przebieralni, niestety musiałam się hamować i nie mogłam biegać zgodnie z moimi możliwościami. Gdybym pędziła 260 na godzinę, ktoś by się domyślił i pewnie byłabym przedmiotem badań. Caroline ostatnio jest jakaś dziwna... od czasu gdy ten ze starszej klasy ma z nami zajęcia... Kurwa, mogłam jej nie obiecywać, że nie będę grzebać jej w umyśle, może bym się czegoś dowiedziała.
Ubrałam krótkie czarne spodenki, i biały t-shirt, z wielkim czarnym piórem na środku, związałam rude włosy w kucyka i gotowa poszłam pod salę gdzie zawsze mam w-f.
-Dziś ćwiczymy na boisku- odezwał się trener Feelinghton. On chyba zwariował, w Londynie ciągle pada, a my mamy w deszczu jak idiotki latać?-Na co czekacie? Na boisko!
 Posłusznie grupą udałyśmy się na dwór, jak się okazało była wyjątkowo ładna podłoga, idealny dzień na nożną i na deskorolkę. Miałyśmy zbiórkę, potem mogłyśmy grać. Nasza drużyna wygrywała mimo, że działałam sama, wraz z bramkarką. Nasza, powiedzmy szczerze, MOJA gra przyciągnęła gapiów, ze starszej klasy, tych co mieli jakąś wycieczkę. Co tu kryć popisywałam się. Lubię błyszczeć, ale tylko jakiś czas. Gwiazda, która zbyt długo emanuję za jasnym światłem, szybko gaśnie... lub upada, jak mój ojciec. Zabawne. Mam 17 lat, a urodziłam się w 1596. 
Trener ogłosił, że powoli mamy kończyć grać i szykować się na koszykówkę. Odbiegłam do piłki i ze skutkiem wkopałam ją do bramki przeciwników, po czym upadłam, udałam wielki ból kostki, a po moich policzkach spłynęły sztuczne łzy.
Wszyscy wiedzieli, że udaję... no oprócz tamtych starszych, patrzyli na mnie z współczuciem. Gdyby trener kazał mi ćwiczyć poszłabym do dyrektora i mu powiedziała jaka jest sytuacja i pa pa ciepła posadko trenera panie Feelinghton.
Usiadłam w rogu boiska, obok Caroline, dziewczyna popatrzyła na mnie i wybuchła śmiechem.
-Gdybym cię nie znała, zadzwoniłabym po pogotowie. Gratulacje.
-To nie ja, to moja szałma...-całą następną lekcję przegadałyśmy. 
***
Podwinęłam carne leginsy i pod nie założyłam nakolanniki. Czarny t-shirt z nadrukiem "Bring Me the Horizon" zakryłam czarną, skórzaną kurtką, oczywiście jestem na tyle mądra, że na sobie miałam również nałokietniki, i kask. Wcisnęłam moje ulubione, wyblakłe już trampki za kostkę, na stopy. Wrzuciłam torbę szkolną do szafki, a w zamian zabrałam deskę, pożegnałam się z Caro i wyszłam ze szkoły. Jadąc do skateparku myślałam, jak wycisnąć z mojej przyjaciółki, co się ostatnio dzieje. Mojej mocy nie użyję, bo się na mnie śmiertelnie obrazi, więc... Co ja mam zrobić?
Już z daleka widziałam moich dwóch najlepszych kumpli- Deana i Kierana, jak zwykle zakładali się o wszystko... Moi idioci. Kocham ich. Pomachałam do Deana i zasłoniłam oczy Kieranowi.
-Zgadnij kto.-powiedziałam zmienionym głosem.
-Te małe łapki poznam wszędzie, Eleno.-stwierdził, a ja westchnęłam zrezygnowana i odsłoniłam mu widoczność.
-Mój znajomy ma tu przyjść. Widział twój mecz, przeraził się, że coś ci się stało, a tu się okazuję, że po prostu ci się ćwiczyć nie chciało...-zaśmiał się Dean- Uprzedzając pytanie, nazywa się Niall i stoi za tobą.
-Hej jestem Elena, ale to ściśle tajne- uśmiechnęłam się do blondyna z niebieskimi oczami, wydawał się być miły.
-Niall, ale to już wiesz. Niezła z ciebie aktorka...-rzygam tęczą. Ale on ma akcent, Irlandczyk. Wpatrywałam się w niego jak zaczarowana, dopóki ktoś nie klepną mnie w ramię, a ja nie spodziewając się tego przewróciłam się.
-Ktoś się zawiesił-powiedział Kieran ruszając brwiami.
-Uważaj na słowa, bo wylądujesz w szpitalu-wysyczałam, cała czerwona.
***
Byłam w towarzystwie blondyna od ponad trzech godzin, a nadal czułam się nieswojo, co nie jest ani trochę w moim stylu. Był fajny i miły, a to wpływa na jego korzyść, ale... tak jakby mi się podoba. Ha ha ha, Elena, to było dobre. Całe życie nie byłam zakochana, to teraz też się nie wkopię.
Nagle komórka farbowańca zadzwoniła, odebrał i rozmawiał, a raczej wyzywał się z kimś, przez kilka minut.
-Musze lecieć, mój brat się martwi...-pomachał do nas i odszedł.
Gadałam z idiotami przez pół godziny, w końcu nie wytrzymałam i sobie poszłam. E ich aluzje... Niall jest spoko, ale to TYLKO znajomy... Czy oni tego nie rozumieją?
Niall
  Czemu ten "klient" chce się jej pozbyć? Przecież ona jest miła i zupełnie nie szkodliwa. A jej przyjaciółka tym bardziej. Która, co, mu zrobiła?
Moim oczom ukazał się dużych rozmiarów dom, na skraju lasu. Podszedłem do drzwi, z kieszeni wyciągnąłem klucze, ale ku mojemu zdziwieniu, drzwi nie krępowały zamki. Wparowałem do środka.
-Ehtan! Jesteś tu?!-zawołałem, lecz odpowiedziała mi jedynie cisza.
Udałem się do przestronnego salonu a tam ujrzałem JEGO. Rot stał tyłem do mnie, patrzył przez okno. Jakim, kurwa, cudem on jest w moim domu?! Skąd on wziął klucze?
-Jak zamierzasz to rozegrać?-zapytał niespodziewanie, facet w czarnym płaszczu, z zawiniętym czarnym materiałem, wokół jego głowy. Rot. Mój ostatni klient, i uratuję moją matkę. Nawet jeśli niewinna osoba przypłaci to życiem, zrobię to.
  Trochę mi szkoda Eleny. Miałem tyle samo lat ile ona ma teraz, gdy wciągnąłem się w tę sprawę.
-Zdobędę jej zaufanie, a później zrobię co muszę.-odpowiedziałem niechętnie.
-Nie!!! Chce się sam nią zająć!!!
-Co takiego ona ci zrobiła?- zapytałem, nie wiedząc, czy chcę znać odpowiedź.
-Powiedzmy, że przez nią jestem tym kim jestem, potworem...
Elena
-Jestem!-zawołałam stając w progu.
-Ja też...-zaśmiała się Caroline.
-Oglądamy coś? Jest weekend. Może pójdziemy potańczymy?
-Wybieram pierwszą opcję, oglądniemy "1 2 3 umierasz ty"?
-Spoko, idę po popcorn!
***
-Caroline, mogę spać z tobą? Boję się...
-Ugh, dobra-zgodziła się moja przyjaciółka, za co przytuliłam ją mocno- ale jak mi zabierzesz kołdrę, zabiję cię.
-Okey, wezmę swoją...
  Poszłam do mojego pokoju, zabrałam poduszkę i jakieś okrycie, lecz gdy wróciłam zastałam Caroline śpiącą słodko na łóżku. Musiałam ją obudzić.
-Caroline!!! Wstawaj!!!- zaczęłam szturchać dziewczyną, w żebra, co jej się chyba nie spodobało, gdyż jęknęła z niezadowoleniem.- Och, kochana, sama się o to prosisz...- połaskotałam dziewczynę, za co delikatnie mnie uderzyła, więc ponowiłam czynność. W końcu Caroline poddała się i otworzyła oczy.
-Daj mi spokój- powiedziała zaspanym głosem.Uderzyłam ją poduszką, po czym ona, już rozbudzona i w pełni sił, oddała mi. Z niewinnej zabawy, nasza bitwa, stała się niemal wojną o przetrwanie.
 Biłyśmy się aż w końcu zobaczyłyśmy mnóstwo piór. Popatrzyłam na pokój i zaczęłam się śmiać.
Wszędzie latało pierze, poduszki były w opłakanym stanie, porozbijałyśmy kilka rzeczy.
-Wyglądasz, jak po inwazji łabędzi-mutantów - zaśmiałam się,a Caroline wystawiła mi język.
  Poprzebierałyśmy się w różne ciuchy, i robiłyśmy sobie fotki, na łóżku, głupie miny, pozy. Nigdy nie miałam normalnej przyjaciółki, a sama do takich ludzi nie należałam.
Jedno z zdjęć prezentowało nas, z głowami poza materacem, patrzące się na siebie. Szkoda, że na zdjęciach nie można odtworzyć głosów, można by wtedy usłyszeć nasze: "ale ty masz krzywy ryj", "taki jak i twój", oraz wiele chorych wypowiedzi. Wspomnienia... tak zostaną na długo, i ciągle będzie przybywało ich więcej i więcej. Boże, jak można być tak zjebanymi, jak my dwie? Jedno wiem na pewno. Podałyśmy się do siebie, jak dwie krople wody. Mimo, że staram się być jak najśmielsza, to naprawdę jestem wrażliwa, i zamknięta w sobie. Tylko Caroline to wie, jest najlepsza na świecie.
Gadałyśmy jakiś czas, a później, najzwyczajniej w świecie, usnęłyśmy.
    
     
Następny dzień
    Niezadowolona otworzyłam oczy, słyszą dźwięk budzika. Dziwne. Zazwyczaj budzę się przed nim...







Niall
   -Czemu TE dwie dziewczyny?-zapytałem mojego... nawet nie przyrodniego brata, jakbym liczył, że on będzie wiedział czym Elena i Caroline zawiniły Rot'owi.
-Bo tak. Zamknij się.
-Nie wkurzaj się braciszku.- tsa... nie ma to jak dręczenie kogoś. Czemu on nie lubi gdy nazywam go bratem? I dlaczego do cholery porwali naszych rodziców? AKURAT ICH? Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi.
-Myślę. Daj spokój.-Wow. Nie zabił mnie za moje "wyzwisko". Co świętujemy? Serio. Jakie dziś święto narodowe. Zacofany jestem.
 -Nad czym tak namiętnie rozmyślasz, co? Czyżbyś się zakochał, i mi nic o tym nie wiadomo? Chodzi o Caroline? Jeszcze zobaczysz, że będziecie parą. Mówię ci to.
-Ta, chciałbyś. Myślę jak by tu ją zabić.A co ty mi tak pierdolisz o miłości, co? Może sam jesteś zakochany. Na przykład w dziewczynie, którą masz zamiar zabić. Hmm?- popatrzył na mnie i pierwszy raz w życiu zobaczyłem rozbawienie na jego twarzy. Nie, dobra. Pierwszy raz od... jeden, dwa, ..., dziesięć miesięcy. Wtedy zabił jakiegoś faceta, który miał rodzinę i mu coś groził, że będzie się smażyć w piekle, czy coś tam.
-Wiesz co? Odkąd wykonujemy te "misję" dla L, jesteś wredny. I głupi.- popatrzył się na mnie ponownie, słysząc ostatnie zdanie, by w końcu wybuchnąć śmiechem, dołączyłem się do niego. Dawno nie spędzaliśmy razem czasu. Mimo że robimy to niemal codziennie. <od autorki: 'zboczeniec/zboczeńcy'> Od dość dłuższego czasu nie gadaliśmy jak bracia, raczej jak nienawidzący się współpracownicy. Miła odmiana.
-A ty niedorozwinięty. A nie, czekaj. Ty ZAWSZE byłeś niedorobiony.- udał obrażonego. 
-Nando's?- zapytałem z nadzieją.
-Nie bo KFC kurwo.-wyszczerzył zęby w uśmiechu. No cóż. Za swój komentarz dostał poduszką w ryj.
-Wszystko u ciebie w porządku? Ostatnio szczerzysz się jak idiota. Może to Caroline tak na ciebie działa? Hmm?- całkiem niespodziewanie oberwałem książką w czoło. Witaj nam siniaku. Ja go kurwa kiedyś zapierdole.-Twoja reakcja upewnia mnie, iż mam rację.
-W porównaniu do NIEKTÓRYCH- spojrzał na mnie ostentacyjnie- wypełniam swoje zadania, a nie uganiam się za jakimiś dupami, które koniec końców zabiję.-powiedział- Poza tym mam to.- z tylnej kieszeni saszetkę z jakimś proszkiem. Wiele w życiu widziałem. O wiele mógłbym go posądzać ale NARKOTYKI?
-Całkiem cię pojebało?!- zapytałem na maxa wkurwiony- Od tego możesz UMRZEĆ!!! 
-Z tym, czy bez tego, I TAK UMRĘ. Każdego to czeka. Myślę, że przez naszą pracę zaprzyjaźniłem się ze śmiercią.-odparł obojętnie.
-Rusz dupę, do tego pierdolonego KFC, bo twoja 'przyjaciółka', przyjdzie tutaj się zabawić.<od autorki: 'zboczenie. GLOBALNE ZBOCZENIE, KURWA'> -powiedziałem kąśliwie.- Jak dalej będziesz to brać to przypierdolę ci gong'a w ryj kutasiarzu zajebany.- nasz śmiech rozniósł się echem po całym domu. I spróbuj człowieku być tu poważnym.




_________________________________________
No cóż. <TUTAJ WKLEIŁA BYM "ZDJĘCIE" LIAMA PAYNA "CHCIAŁBYM PODZIĘKOWAĆ MENELOWI, SIOSTRY PRZYJACIELA ZNAJOMEGO BRATA KOGOŚ TAM, COŚ TAM ..., A TUSKOWI NIE, ALE... NO WŁAŚNIE ALE. NIE MOGĘ TEGO ZNALEŹĆ :(
Jej udało się... wyskrobałam perspektywę Nialla C:  Likier mi pomagała bo rozmowa z Ethan'em. No cóż... 
Przypominam o komentowaniu. Hmmm... można spamować jakimiś opowiadaniami. Osobiście lubię czytać blogi więc problemu nie ma, co do Liru/Likiera nie wiem jak się odmienia -.- mogłaś sobie inną ksywkę kurwa wymyślić, a nie ja się teraz będę produkować z odmianą... straciłam wątek, no więc nie wiem co o tym sądzi pani: 'spróbuj odmienić moją ksywkę kurwo', raczej się nie obrazi :)
Wszytko jest spoko póki jest choć słowo do posta.
Jestem uzależniona od: http://www.youtube.com/user/cietyvlog?feature=watch kocham go <3
Jest jakiś Boy Directioners bądź Directioners? Ja i pani: 'spróbuj odmienić moją ksywkę kurwo' (uczepiłam się) nawet bardzo, więc wiadomo skąd tam się Horan wdupcył. Łan Di nie istnieje. To teraz zabieramy się do 'bohaterów', bądź też po Likierowemu; 'bochaterów'. My zjebana friends. nie mówię iż nie pojawi się reszta moich pięknych mordek (lubię ich wplatać do wszystkiego, nawet gdy robię tosty/herbatę fantazjuję że odwracam się i tam słyszę; a dla mnie to co nima? szmuteg XD zjebana ja) raczej będą jako źli, ale nie będą odgrywać roli TYCH złych charakterów co myślisz Likier. W tej notce rozpisałam się bardziej niż w rozdziale... mam zbyt dużo myśli do skrócenia tego. Więc pierwowzór był krótszy o ostatnią perspektywę, ewentualnie miałam pociągnąć wątek z dziewczynami ale LIKIER kazała (mam pisać kazała, czy kazał? jest dziewczyną ale to rodzaj męski...) mi skończyć. Dziękuję ci-czujesz ironię?Tak? Nie wiem czemu...
Kończę, idę zająć się bohaterami i spamem (dodam to co czytam bu ha ha ha)
Wiśnia
ps. szlachta musi być
większa od plebsu
~Kamila Wiś*******
dane osobowe ściśle strzeżone
i od razu Doda "nieśmiały chłopak"
pap 

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 1 Rozbiłam szklankę

*Caroline*
-Elena, rusz się!- zawołałam moją współlokatorkę.- Znów się spóźnimy...
-Idź beze mnie. Jestem zajęta.
Ubrałam czarny płaszcz oraz buty tego samego koloru i opuściłam lawendowy przedpokój. 
Jak to w Londynie- padał deszcz. Droga do szkoły zajęła mi piętnaście minut. Poszłam do szatni akurat, gdy zadzwonił dzwonek informujący o rozpoczęciu lekcji. 
Szare pomieszczenie nie zachęcało do pozostania na dłużej, więc przebrałam się szybko i pobiegłam na angielski z psychicznym profesorem, panem Danielsem. Nie chcąc mieć kazania ze strony nauczyciela i pisania po trzysta razy "Nie będę się już więcej spóźniała", pobiegłam szybko schodami na drugie piętro. Skręcając w prawą stronę korytarza, nagle poczułam jakąś przeszkodę, w którą z rozpędu walnęłam.
-Przepraszam.- odparłam szybko wiedząc, że zaraz będę miała wykład od jakiegoś psora o tym, że nie biega się po terenie szkoły.
Ku mojemu zdziwieniu osoba ta nic nie mówiąc wyminęła mnie idąc w przeciwnym kierunku niż ja. Odwróciłam się do tyłu i zaskoczona spostrzegłam, że nie był to nauczyciel, tylko chłopak będący najpewniej w starszej klasie. Jasne, zamiast od razu zobaczyć na kogo wpadłam to jak głupia patrzę w podłogę. Ale nie przypuszczałam, że parę minut już po dzwonku mogę spotkać jeszcze jakiegoś ucznia. Dobra, nieważne. Zamiast tak stać powinnam iść do klasy.
Weszłam do sali i wszystkie oczy zwrócone były na mnie.
-Panno Lewis, spóźniła się pani. Co było ważniejsze od mojej lekcji?
-Nic, tylko...
-Nie obchodzi mnie to. Jeszcze jedno spóźnienie i pójdzie pani do dyrektora, a wie panna co się z tym może wiązać?- zapytał retorycznie
Doskonale znałam odpowiedź: Mogą mnie wyrzucić ze szkoły.
-Jeszcze nie skończyłem. Zostaje panna na przerwie i nie wyjdzie z sali dopóki nie napisze pięćset razy "Nie będę się już więcej spóźniała". Może pani już usiąść.- oznajmił i odwrócił się do tablicy, żeby kontynuować lekcję.
Świetnie... Od początku roku się na mnie uwziął. W dodatku zamiast po lekcji pogadać nawija to przy całej klasie.
Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi, a po chwili się otworzyły. Stał w nich chłopak, na którego wpadłam wcześniej na korytarzu.
-Czy to jest klasa Id?- zapytał w stronę nauczyciela.
-A pan to Ethan Keynes?
Kiwnął twierdząco głową.
-Fakt, że nie pojechał pan na wycieczkę nie upoważnia pana do wagarowania z lekcji.- odparł chłodno.
-W pokoju nauczycielskim podali mi ten numer sali.- powiedział obojętnie i podał psorowi małą karteczkę.
Uczący poprawił okulary i zmarszczył czoło.
-To jest przecież numer sali do następnej lekcji... Dobrze usiądź w wolnej ławce. Pogadamy na przerwie.- odparł i lekko zirytowany wrócił do tłumaczenia rzeczy na tablicy.
Brunet powoli poszedł do ławki za mną.
*parę minut później*
Rozległ się dzwonek na przerwę. Wszyscy wstali z miejsca, spakowali się i wyszli z pomieszczenia. Wszyscy oprócz mnie, uczącego i tamtego chłopaka. Ja nadal siedziałam w ławce wyciągając kartkę i długopis, a pakując pozostałe rzeczy. Z kolei oni stali i gadali przy biurku nauczycielskim. Czułam, że brunet przyglądał mi się ze zdziwieniem.
Dobra, mam już dwadzieścia razy napisane... Jeszcze "tylko" czterysta osiemdziesiąt. Podniosłam głowę, żeby zobaczyć ile mam jeszcze czasu do następnej lekcji. Dziesięć minut. Nie mam szans, żebym zdążyła.
Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi. Była to Elena. Zaskoczona patrzyła to na mnie, to na nauczyciela i ucznia.
-A pani czego tutaj szuka?- zapytał psor.
-Przyszłam po Caroline.- odparła obojętnie i podeszła do mnie.
-Panno Lewis. Na razie może pani iść, ale ma pani się jutro przed lekcjami tutaj zameldować.- oznajmił poważnie
Przytaknęłam głową i spakowałam się. Ile już miałam razy napisane? Ponad pięćdziesiąt.
Szybko z Eleną wyszłyśmy z klasy, żeby psorek się jeszcze nie rozzłościł.
-Co to miało być?- zapytała zdezorientowana ruda dziewczyna.
-Profesorek się wkurzył o to, że kolejny raz się spóźniłam i chce mnie wywalić ze szkoły.
Starałam się zabrzmieć obojętnie, ale nadaremnie. Trochę się tym przejmowałam.
-Przecież nie mogą, zbyt dobre masz stopnie. Gdyby za takie coś wyrzucali z tej budy było by tu maksimum z dwadzieścia osób.- na wpół żartobliwie próbowała mnie pocieszyć.
Nagle zabrzmiał dzwonek informujący o tym, że zaczęła się lekcja. Szybko pobiegłyśmy pod salę i akurat weszłyśmy równo z nauczycielem.
Lekcja fizyki minęła w miarę normalnie. No prócz tego, że babka była dzisiaj nadzwyczaj nerwowa.
Później minęły kolejne lekcje. Na matematyce psorka się wkurzyła, że niby przeszkadzałyśmy, a ja tylko tłumaczyłam Elenie kilka zadań, których nie rozumiała. Na moje nieszczęście babka przesadziła mnie do tamtego "nowego". Pocieszał mnie jedynie fakt, że będę tak siedzieć z nim tymczasowo. Z tego co usłyszałam przypadkowo na przerwach, miał być w naszej klasie tylko do końca tygodnia. 
On... nie powinnam go oceniać po pierwszych paru minutach, ale zachowywał się dziwnie. Przez większość lekcji nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w okno i od czasu do czasu coś tam zapisywał w zeszycie.
Znudzona wyczekiwałam końca lekcji. Gdy zadzwonił upragniony dzwonek, wraz z tłumem podekscytowanych nastolatków wyszłam z pomieszczenia i stanęłam z boku korytarza czekając na Elenę. Po dołączeniu poszłyśmy do szatni, gdzie przez paręnaście minut nie mogłyśmy się dostać do szafek przez tłum innych uczniów. W tym czasie poszłyśmy do sklepiku szkolnego. Elena kupiła puszkę pepsi i chipsy, a ja wafle ryżowe i 7 up'a.
Gdy nareszcie w szatni nie było już prawie nikogo przebrałyśmy się i wypakowałyśmy niepotrzebne książki i zeszyty. Gotowe wyszłyśmy ze szkoły i skierowałyśmy się w stronę domu. W połowie drogi El przypomniało się, że dzisiaj była jej kolej na gotowanie obiadu, a co się z tym wiązało musiała zrobić zakupy. Uzgodniłyśmy tak, że ona idzie do sklepu, a ja do domu i tam się spotkamy. Starałam się chodzić spacerem, ale raczej się to nie udało. Byłam przyzwyczajona, że gdy jestem sama niemal biegnę.
Po dotarciu do mieszkania ściągnęłam buty i płaszcz, a po tym poszłam do kuchni się czegoś napić. Nalałam wody do szklanki i zaczęłam się z nią kierować w stronę salonu, w celu oglądnięcia telewizji. Przeszłam parę kroków, gdy nagle źle postawiłam stopę. W ostatnim momencie złapałam równowagę zapominając jednak o szklance, która z hukiem upadła na ziemię. Rozbiła się na kawałki mieszając razem z wodą. Nie wiedząc co robić kucnęłam i zaczęłam zbierać pokruszone kryształki. W tej chwili jedno ze szkiełek wbiło mi się w palec.
W jednej sekundzie znalazłam się gdzie indziej.
Jest zimno. Nocna ulica. Stoję na chodniku i rozglądam się wkoło, próbując coś wypatrzeć. Wtem słyszę strzał. Szybko biegnę w stronę dobiegającego odgłosu. Zatrzymuję się widząc to. Zasłoniłam usta dłońmi, żeby nie krzyknąć. Na zakrwawionym asfalcie leży facet cały w czerwonej cieczy. Obok niego wysoki chłopak. W ręce trzyma pistolet. Stoi do mnie bokiem. Chciałam już odejść, gdy nagle on odwraca się w moją stronę. Uciec. Muszę uciec, ale... nie mogę się ruszyć. Już po mnie. Zabije mnie. Zanim umrę nie wiem czemu, ale chcę znać jego twarz. Mimo iż jest naprzeciwko mnie nie widzę jej. Widoczne są tylko usta. Oczy i nos są przysłonięte mocno naciągniętym kapturem. Nagle jego usta zadrżały. Podniósł wolną rękę i chwycił za materiał bluzy. Tak. Zaraz poznam jego oblicze.

-Jezus, na boga... Oszalałaś czy jak?!- nagle wybudził mnie znajomy głos.
Czyli, to był tylko jakiś chory sen...-odetchnęłam z ulgą.
-Co ty robisz?!- zapytała El podbiegając do mnie.
-Rozbiłam szklankę.- wymamrotałam obojętnie.
-I szkło zbierasz rękami?! Na mózg upadłaś?!
-Nie krzycz tak. Głowa mnie boli.- powiedziałam półszeptem i wstałam.
-Coś się stało?- zapytała już spokojniej widząc mnie wychodzącą z kuchni.
-Nie, nic.- odparłam z przedpokoju i będąc przed swoim pokojem zamknęłam się w nim.
Usiadłam na łóżku i poczułam smutek mieszający się z ciężkością na sercu. Ze mną serio coś się dzieje. Czuję to. Nienawidzę okłamywać Eleny. Jest jedyną osobą, która mi jeszcze została.
Szczerze to... Wątpię, żeby to co widziałam było zwykłym, niewinnym snem. Za wszelką cenę muszę się dowiedzieć kim on był. Jednego jestem pewna. Jest on z mojego otoczenia i jest zdolny zabić każdego.


*Ethan*
Siedziałem na parapecie i wpatrywałem się przez okno na obraz deszczowej nocy. Czyli, że ona już część wie... Ale skąd ona się tam znalazła i po chwili znikła? Nieważne... Może uzna to za jakieś zwidy albo sen... Chociaż nie wiem, czy tą osobą wariującą nie jestem przypadkiem ja sam. Ale w porządku. Załóżmy, że ona to widziała. Nie mogę dopuścić żeby dowiedziała się więcej, a nawet jeśli do tego dojdzie, zabiję ją. Mimo zakazów, odważę się. Mam udawać jej przyjaciela... Uhm... Jeszcze czego... Mam gdzieś to wszystko. Robię po swojemu i tyle. Jeszcze tego by brakowało, żebym musiał się zniżać aż do tego poziomu. Prawdę mówiąc, jest mi już obojętna ta sprawa z rodzicami. Za dużo już wypełniałem tych misji, żeby mi na czymkolwiek zależało. Ale jednak z drugiej strony... Zbyt wiele osiągnąłem, żeby tak nagle to wszystko schrzanić.
Zmęczony postanowiłem się położyć, lecz nie mogłem zasnąć. Zbyt wielki mętlik miałem w głowie. Wszystko o czym pomyślałem mieszało mi się. Nienawidzę tego uczucia. Mąci człowiekowi w głowie i zabiera mu masę czasu, w którym mógłby tyle zrobić, a stoi w miejscu.


_______________________________________________
No więc nareszcie pojawił się pierwszy rozdział. Wiem, długo go nie było przez co bardzo przepraszam :c
Postaram się pisać rozdziały mniej więcej takiej długości. Ten jednak nie był zbyt udany... ale nie za bardzo mi wychodzą początki :\
Wiem, pewnie to może też trochę razić przez brak akapitów... ale na serio nie jestem w ogóle w tym dobra. Jest na pewno też wiele powtórzeń, za co również przepraszam.
W zakładce Bohaterowie za niedługo powinny się pojawić nowe postacie (lub jak na razie postać) :)
Tak więc to na tyle by było c:
Likier

środa, 8 stycznia 2014

Prolog

      Dwie dziewczynki w wieku około pięć lat, siedziały w przedszkolu. Były raczej odrzucane przez resztę dzieci. Inne koleżanki nie chciały by one bawiły się wraz z nimi lalkami lub w dom, chłopcy za żadne skarby nie pozwolili by, na towarzystwo kogoś obcego, a przede wszystkim innej płci.
      Mała Elena nie mogła wytrzymać samotności, w poprzednich przedszkolach, może i nie była popularna, ale miała kilka znajomych, i nigdy nie była odrzutkiem, a teraz to się tak nagle zmieniło. Zastanawiała się, co jest nie tak z jej nowymi, Londyńskimi przyjaciółmi nie w porządku. Natomiast Caroline sama odpychała innych, wolała swoje towarzystwo, no i jej ulubionej lalki Alice. Opiekowała się swoim skarbem jak przystało na cudowną, pięcioletnią mamę. Dziewczynki popatrzyły po sobie, gdy usłyszały znienawidzone słowa 'Czas na drzemkę.' Przedszkolanka, pani Sophie kazała im położyć się obok siebie, co niezbyt je zadowoliło, gdyż nie były do siebie przekonane.
-Jestem Elena-powiedziała jedna z dziewczynek, gdy jej wrodzona gadatliwość zwyciężyła niechęć- a ty?
-Caroline. Nie powinnaś spać? Pani Sophie wyszła, bo myślała, że wszyscy już śpią.-powiedziała malutka szatynka.
-Jestem dobra w udawaniu.
      Po drzemce, którą dziewczynki przegadały, na wszystkie możliwe sposoby, dzieci wróciły do zabaw.
-Możemy się pobawić tą lalką?- zapytała Elena.
-Mhm... To Alice, moja najlepsza koleżanka...-odparła Caroline.
Bawiły się dopóty, dopóki rodzice nie odebrali swoich dzieci. Z wielkim smutkiem pożegnały się obecując, sobie, szybkie, ponowne spotkanie oraz długą zabawę następnego dnia. I tak już im pozostało. zawsze razem, w każdej klasie, ktoś dokuczał jednej miał problemy z drugą, i odwrotnie.
      Takim sposobem dwie, raczej samotniczki połączyła wielka przyjaźń. Kto by pomyślał, że z nie za bardzo przepadających za sobą osób, z różnymi charakterami, staną się papużkami nierozłączkami?
No to tyle... Nie mam pomysłu na prolog więc jest taki... Trochę nie wyszedł, miał być inny...
Na pocieszenie daje papużki nierozłączki :) postaramy się 1 rozdział dodać jak najszybciej (tym razem autorstwa Likieru) ale nie wiadomo kiedy. Spróbujemy napisać kilka i ciągle dopisywać nowe, a dodawać raz na tydzień najbardziej prawdopodobne terminy to piątek, sobota lub niedziela.




Wiśnia

Jeśli ktoś będzie czegoś od nas chciał...

Podajemy nasz tt bo kto wie, co się zdarzy? Tsa ... Likier wymyślała nazwę nie mnie bijcie xD
@kamilki69
Oto nasz zacny profil i to tu nas znajdziecie. Wiśnia częściej wchodzi na tt więc większe prawdopodobieństwo jest że to ona odpisze czy coś :p
No chyba nie... mam 30 minut na kompie, i tyyyyyyyyyyyle blogów do szukania, a na telefonie będę mogła sprawdzać od przyszłego tygodnia, więc puki co to ty się męcz, skarbie. 
Ja wchodzę raz dziennie wieczorem na max 5 min :p  I apropo właśnie blogów... Mamy zamiar zrobić jeszcze zakładkę spamu i tam możecie polecać swoje różne blogi ;)
To zaczniesz częściej. Proponuję jeszcze dodatkowo 2 karty (z opowiadaniem, bo na tej stronie się wszystko pogubi, i pytania do bohaterów) a to ze 'Strona główna', przechrzcić na "ogłoszenia duszpasterskie" xD. tak... siedzimy obok siebie ale zamiast gadać piszemy. Brawo my, jak mawiała London Tipton, z tym, że ona mówiła 'Brawo ja...'
No właśnie, jak zrobimy osobną zakładkę na opowiadanie to będzie jeszcze gorzej, kolejne klikanie, nie wiadomo czy nowy rozdział... 'Pytania do bohaterów'... ok, jestem za, ale raczej nawet że wygodniej będzie raczej na głównej pisać opowiadanie.
Chodziło mi o to żeby tu pisać, że jest nowy rozdział, taki i taki, bo jak "ogłoszenia duszpasterskie" wsadzimy gdzie indziej, to nikt nie będzie patrzył, a jak, np. nam się komp zjebie, to nikt nie będzie wiedział. a ze swojego doświadczenia wiem, że jak na telefonie wchodzisz na główną i rozdziały ci się mieszają z notatkami, to nie jest za fajnie+ jak zaczynasz dopiero to czytać to masz strasz nie dużo klikania by przewinąć notatki i najnowsze rozdziały i to zniechęca, ale jak tam wolisz.
co do naszego tt,  to jest link https://twitter.com/kamilki69
Dobra to jak na razie na tyle
Nwm może jeszcze dziś zaczniemy/napiszemy prolog ale nwm, postaramy się c:

Likier
Wiśnia

Na początek..

Na początek to... Obydwie nazywamy się: Kamila, więc jedna z nas będzie się podpisywać Likier, a druga Wiśnia :) Tak więc to jest nasze takie pierwsze wspólne opowiadanie. Wcześniej pisałyśmy blog... który odniósł raczej mizerny efekt i był o niczym. Nie dawno wpadłyśmy na pomysł na fabułę, która tak jak my raczej nie jest normalna CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ xD Tak więc zaraz pojawią się opisy postaci głównych bohaterek, a pozostałe też ważne postacie pojawią się dopiero gdy zaszczycą nas swoją obecnością w jakże zacnym wymyśle naszych wyobraźni, tsa ... masło maślane, wiem (Wiśnia)
Za wszelkie błędy ortograficzne, interpunkcyjne, językowe, itd. przepraszamy ale mamy dys. Jak na razie to na tyle i bierzemy się za opisy bohaterek :)
"Bierzemy się", serio Kama, przy zboczeńcu? (Wiśnia)
Weź się zboku nie odzywaj :D
Mogę xD :P ty się nie udzielaj, młoda co ze swoim życiem robię :)
Dobra STARA
Ok to tyle bo za bardzo przedłużamy xD



Likier
Wiśnia