sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 1 Rozbiłam szklankę

*Caroline*
-Elena, rusz się!- zawołałam moją współlokatorkę.- Znów się spóźnimy...
-Idź beze mnie. Jestem zajęta.
Ubrałam czarny płaszcz oraz buty tego samego koloru i opuściłam lawendowy przedpokój. 
Jak to w Londynie- padał deszcz. Droga do szkoły zajęła mi piętnaście minut. Poszłam do szatni akurat, gdy zadzwonił dzwonek informujący o rozpoczęciu lekcji. 
Szare pomieszczenie nie zachęcało do pozostania na dłużej, więc przebrałam się szybko i pobiegłam na angielski z psychicznym profesorem, panem Danielsem. Nie chcąc mieć kazania ze strony nauczyciela i pisania po trzysta razy "Nie będę się już więcej spóźniała", pobiegłam szybko schodami na drugie piętro. Skręcając w prawą stronę korytarza, nagle poczułam jakąś przeszkodę, w którą z rozpędu walnęłam.
-Przepraszam.- odparłam szybko wiedząc, że zaraz będę miała wykład od jakiegoś psora o tym, że nie biega się po terenie szkoły.
Ku mojemu zdziwieniu osoba ta nic nie mówiąc wyminęła mnie idąc w przeciwnym kierunku niż ja. Odwróciłam się do tyłu i zaskoczona spostrzegłam, że nie był to nauczyciel, tylko chłopak będący najpewniej w starszej klasie. Jasne, zamiast od razu zobaczyć na kogo wpadłam to jak głupia patrzę w podłogę. Ale nie przypuszczałam, że parę minut już po dzwonku mogę spotkać jeszcze jakiegoś ucznia. Dobra, nieważne. Zamiast tak stać powinnam iść do klasy.
Weszłam do sali i wszystkie oczy zwrócone były na mnie.
-Panno Lewis, spóźniła się pani. Co było ważniejsze od mojej lekcji?
-Nic, tylko...
-Nie obchodzi mnie to. Jeszcze jedno spóźnienie i pójdzie pani do dyrektora, a wie panna co się z tym może wiązać?- zapytał retorycznie
Doskonale znałam odpowiedź: Mogą mnie wyrzucić ze szkoły.
-Jeszcze nie skończyłem. Zostaje panna na przerwie i nie wyjdzie z sali dopóki nie napisze pięćset razy "Nie będę się już więcej spóźniała". Może pani już usiąść.- oznajmił i odwrócił się do tablicy, żeby kontynuować lekcję.
Świetnie... Od początku roku się na mnie uwziął. W dodatku zamiast po lekcji pogadać nawija to przy całej klasie.
Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi, a po chwili się otworzyły. Stał w nich chłopak, na którego wpadłam wcześniej na korytarzu.
-Czy to jest klasa Id?- zapytał w stronę nauczyciela.
-A pan to Ethan Keynes?
Kiwnął twierdząco głową.
-Fakt, że nie pojechał pan na wycieczkę nie upoważnia pana do wagarowania z lekcji.- odparł chłodno.
-W pokoju nauczycielskim podali mi ten numer sali.- powiedział obojętnie i podał psorowi małą karteczkę.
Uczący poprawił okulary i zmarszczył czoło.
-To jest przecież numer sali do następnej lekcji... Dobrze usiądź w wolnej ławce. Pogadamy na przerwie.- odparł i lekko zirytowany wrócił do tłumaczenia rzeczy na tablicy.
Brunet powoli poszedł do ławki za mną.
*parę minut później*
Rozległ się dzwonek na przerwę. Wszyscy wstali z miejsca, spakowali się i wyszli z pomieszczenia. Wszyscy oprócz mnie, uczącego i tamtego chłopaka. Ja nadal siedziałam w ławce wyciągając kartkę i długopis, a pakując pozostałe rzeczy. Z kolei oni stali i gadali przy biurku nauczycielskim. Czułam, że brunet przyglądał mi się ze zdziwieniem.
Dobra, mam już dwadzieścia razy napisane... Jeszcze "tylko" czterysta osiemdziesiąt. Podniosłam głowę, żeby zobaczyć ile mam jeszcze czasu do następnej lekcji. Dziesięć minut. Nie mam szans, żebym zdążyła.
Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi. Była to Elena. Zaskoczona patrzyła to na mnie, to na nauczyciela i ucznia.
-A pani czego tutaj szuka?- zapytał psor.
-Przyszłam po Caroline.- odparła obojętnie i podeszła do mnie.
-Panno Lewis. Na razie może pani iść, ale ma pani się jutro przed lekcjami tutaj zameldować.- oznajmił poważnie
Przytaknęłam głową i spakowałam się. Ile już miałam razy napisane? Ponad pięćdziesiąt.
Szybko z Eleną wyszłyśmy z klasy, żeby psorek się jeszcze nie rozzłościł.
-Co to miało być?- zapytała zdezorientowana ruda dziewczyna.
-Profesorek się wkurzył o to, że kolejny raz się spóźniłam i chce mnie wywalić ze szkoły.
Starałam się zabrzmieć obojętnie, ale nadaremnie. Trochę się tym przejmowałam.
-Przecież nie mogą, zbyt dobre masz stopnie. Gdyby za takie coś wyrzucali z tej budy było by tu maksimum z dwadzieścia osób.- na wpół żartobliwie próbowała mnie pocieszyć.
Nagle zabrzmiał dzwonek informujący o tym, że zaczęła się lekcja. Szybko pobiegłyśmy pod salę i akurat weszłyśmy równo z nauczycielem.
Lekcja fizyki minęła w miarę normalnie. No prócz tego, że babka była dzisiaj nadzwyczaj nerwowa.
Później minęły kolejne lekcje. Na matematyce psorka się wkurzyła, że niby przeszkadzałyśmy, a ja tylko tłumaczyłam Elenie kilka zadań, których nie rozumiała. Na moje nieszczęście babka przesadziła mnie do tamtego "nowego". Pocieszał mnie jedynie fakt, że będę tak siedzieć z nim tymczasowo. Z tego co usłyszałam przypadkowo na przerwach, miał być w naszej klasie tylko do końca tygodnia. 
On... nie powinnam go oceniać po pierwszych paru minutach, ale zachowywał się dziwnie. Przez większość lekcji nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w okno i od czasu do czasu coś tam zapisywał w zeszycie.
Znudzona wyczekiwałam końca lekcji. Gdy zadzwonił upragniony dzwonek, wraz z tłumem podekscytowanych nastolatków wyszłam z pomieszczenia i stanęłam z boku korytarza czekając na Elenę. Po dołączeniu poszłyśmy do szatni, gdzie przez paręnaście minut nie mogłyśmy się dostać do szafek przez tłum innych uczniów. W tym czasie poszłyśmy do sklepiku szkolnego. Elena kupiła puszkę pepsi i chipsy, a ja wafle ryżowe i 7 up'a.
Gdy nareszcie w szatni nie było już prawie nikogo przebrałyśmy się i wypakowałyśmy niepotrzebne książki i zeszyty. Gotowe wyszłyśmy ze szkoły i skierowałyśmy się w stronę domu. W połowie drogi El przypomniało się, że dzisiaj była jej kolej na gotowanie obiadu, a co się z tym wiązało musiała zrobić zakupy. Uzgodniłyśmy tak, że ona idzie do sklepu, a ja do domu i tam się spotkamy. Starałam się chodzić spacerem, ale raczej się to nie udało. Byłam przyzwyczajona, że gdy jestem sama niemal biegnę.
Po dotarciu do mieszkania ściągnęłam buty i płaszcz, a po tym poszłam do kuchni się czegoś napić. Nalałam wody do szklanki i zaczęłam się z nią kierować w stronę salonu, w celu oglądnięcia telewizji. Przeszłam parę kroków, gdy nagle źle postawiłam stopę. W ostatnim momencie złapałam równowagę zapominając jednak o szklance, która z hukiem upadła na ziemię. Rozbiła się na kawałki mieszając razem z wodą. Nie wiedząc co robić kucnęłam i zaczęłam zbierać pokruszone kryształki. W tej chwili jedno ze szkiełek wbiło mi się w palec.
W jednej sekundzie znalazłam się gdzie indziej.
Jest zimno. Nocna ulica. Stoję na chodniku i rozglądam się wkoło, próbując coś wypatrzeć. Wtem słyszę strzał. Szybko biegnę w stronę dobiegającego odgłosu. Zatrzymuję się widząc to. Zasłoniłam usta dłońmi, żeby nie krzyknąć. Na zakrwawionym asfalcie leży facet cały w czerwonej cieczy. Obok niego wysoki chłopak. W ręce trzyma pistolet. Stoi do mnie bokiem. Chciałam już odejść, gdy nagle on odwraca się w moją stronę. Uciec. Muszę uciec, ale... nie mogę się ruszyć. Już po mnie. Zabije mnie. Zanim umrę nie wiem czemu, ale chcę znać jego twarz. Mimo iż jest naprzeciwko mnie nie widzę jej. Widoczne są tylko usta. Oczy i nos są przysłonięte mocno naciągniętym kapturem. Nagle jego usta zadrżały. Podniósł wolną rękę i chwycił za materiał bluzy. Tak. Zaraz poznam jego oblicze.

-Jezus, na boga... Oszalałaś czy jak?!- nagle wybudził mnie znajomy głos.
Czyli, to był tylko jakiś chory sen...-odetchnęłam z ulgą.
-Co ty robisz?!- zapytała El podbiegając do mnie.
-Rozbiłam szklankę.- wymamrotałam obojętnie.
-I szkło zbierasz rękami?! Na mózg upadłaś?!
-Nie krzycz tak. Głowa mnie boli.- powiedziałam półszeptem i wstałam.
-Coś się stało?- zapytała już spokojniej widząc mnie wychodzącą z kuchni.
-Nie, nic.- odparłam z przedpokoju i będąc przed swoim pokojem zamknęłam się w nim.
Usiadłam na łóżku i poczułam smutek mieszający się z ciężkością na sercu. Ze mną serio coś się dzieje. Czuję to. Nienawidzę okłamywać Eleny. Jest jedyną osobą, która mi jeszcze została.
Szczerze to... Wątpię, żeby to co widziałam było zwykłym, niewinnym snem. Za wszelką cenę muszę się dowiedzieć kim on był. Jednego jestem pewna. Jest on z mojego otoczenia i jest zdolny zabić każdego.


*Ethan*
Siedziałem na parapecie i wpatrywałem się przez okno na obraz deszczowej nocy. Czyli, że ona już część wie... Ale skąd ona się tam znalazła i po chwili znikła? Nieważne... Może uzna to za jakieś zwidy albo sen... Chociaż nie wiem, czy tą osobą wariującą nie jestem przypadkiem ja sam. Ale w porządku. Załóżmy, że ona to widziała. Nie mogę dopuścić żeby dowiedziała się więcej, a nawet jeśli do tego dojdzie, zabiję ją. Mimo zakazów, odważę się. Mam udawać jej przyjaciela... Uhm... Jeszcze czego... Mam gdzieś to wszystko. Robię po swojemu i tyle. Jeszcze tego by brakowało, żebym musiał się zniżać aż do tego poziomu. Prawdę mówiąc, jest mi już obojętna ta sprawa z rodzicami. Za dużo już wypełniałem tych misji, żeby mi na czymkolwiek zależało. Ale jednak z drugiej strony... Zbyt wiele osiągnąłem, żeby tak nagle to wszystko schrzanić.
Zmęczony postanowiłem się położyć, lecz nie mogłem zasnąć. Zbyt wielki mętlik miałem w głowie. Wszystko o czym pomyślałem mieszało mi się. Nienawidzę tego uczucia. Mąci człowiekowi w głowie i zabiera mu masę czasu, w którym mógłby tyle zrobić, a stoi w miejscu.


_______________________________________________
No więc nareszcie pojawił się pierwszy rozdział. Wiem, długo go nie było przez co bardzo przepraszam :c
Postaram się pisać rozdziały mniej więcej takiej długości. Ten jednak nie był zbyt udany... ale nie za bardzo mi wychodzą początki :\
Wiem, pewnie to może też trochę razić przez brak akapitów... ale na serio nie jestem w ogóle w tym dobra. Jest na pewno też wiele powtórzeń, za co również przepraszam.
W zakładce Bohaterowie za niedługo powinny się pojawić nowe postacie (lub jak na razie postać) :)
Tak więc to na tyle by było c:
Likier

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz