niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 2 Niezła z ciebie aktorka

Elena
Zadzwonił dzwonek, informujący, o zakończeni matematyki. Dlaczego nie urodziłam się ścisłowcem? Może bym choć trochę ogarniała, co robimy na lekcji, a nie spisywała sposób rozwiązania zadania z głowy nauczyciela, sorry profesora.
Mam mieć teraz dwie godziny w-f'u, mam nadzieję, że będzie nożna.
 -Melania, zapytasz Profesora Feelinghtona, co mamy? Mi nie powie co jest serio, bo wie, że ćwiczę tylko na nożnej...- Melania, to miła dziewczyna, krótkie blond włosy, zawsze idealnie jej się układały za pierwszym razem, ja z moimi męczyłam się bardzo długo, ale efekty nigdy nie były widoczne.
-Jasne. Jaką wymówkę wymyślisz tym razem?-zaśmiała się niebieskooka.
-Jeszcze nie wiem. Najlepiej myślę na spontanie.-powiedziałam, po czym się rozdzieliłyśmy.
 Jak się okazało, tym razem trener chciał być dla mnie miły, i obie lekcje miałyśmy spędzić na kopaniu piłki.
Biegiem udałam się do przebieralni, niestety musiałam się hamować i nie mogłam biegać zgodnie z moimi możliwościami. Gdybym pędziła 260 na godzinę, ktoś by się domyślił i pewnie byłabym przedmiotem badań. Caroline ostatnio jest jakaś dziwna... od czasu gdy ten ze starszej klasy ma z nami zajęcia... Kurwa, mogłam jej nie obiecywać, że nie będę grzebać jej w umyśle, może bym się czegoś dowiedziała.
Ubrałam krótkie czarne spodenki, i biały t-shirt, z wielkim czarnym piórem na środku, związałam rude włosy w kucyka i gotowa poszłam pod salę gdzie zawsze mam w-f.
-Dziś ćwiczymy na boisku- odezwał się trener Feelinghton. On chyba zwariował, w Londynie ciągle pada, a my mamy w deszczu jak idiotki latać?-Na co czekacie? Na boisko!
 Posłusznie grupą udałyśmy się na dwór, jak się okazało była wyjątkowo ładna podłoga, idealny dzień na nożną i na deskorolkę. Miałyśmy zbiórkę, potem mogłyśmy grać. Nasza drużyna wygrywała mimo, że działałam sama, wraz z bramkarką. Nasza, powiedzmy szczerze, MOJA gra przyciągnęła gapiów, ze starszej klasy, tych co mieli jakąś wycieczkę. Co tu kryć popisywałam się. Lubię błyszczeć, ale tylko jakiś czas. Gwiazda, która zbyt długo emanuję za jasnym światłem, szybko gaśnie... lub upada, jak mój ojciec. Zabawne. Mam 17 lat, a urodziłam się w 1596. 
Trener ogłosił, że powoli mamy kończyć grać i szykować się na koszykówkę. Odbiegłam do piłki i ze skutkiem wkopałam ją do bramki przeciwników, po czym upadłam, udałam wielki ból kostki, a po moich policzkach spłynęły sztuczne łzy.
Wszyscy wiedzieli, że udaję... no oprócz tamtych starszych, patrzyli na mnie z współczuciem. Gdyby trener kazał mi ćwiczyć poszłabym do dyrektora i mu powiedziała jaka jest sytuacja i pa pa ciepła posadko trenera panie Feelinghton.
Usiadłam w rogu boiska, obok Caroline, dziewczyna popatrzyła na mnie i wybuchła śmiechem.
-Gdybym cię nie znała, zadzwoniłabym po pogotowie. Gratulacje.
-To nie ja, to moja szałma...-całą następną lekcję przegadałyśmy. 
***
Podwinęłam carne leginsy i pod nie założyłam nakolanniki. Czarny t-shirt z nadrukiem "Bring Me the Horizon" zakryłam czarną, skórzaną kurtką, oczywiście jestem na tyle mądra, że na sobie miałam również nałokietniki, i kask. Wcisnęłam moje ulubione, wyblakłe już trampki za kostkę, na stopy. Wrzuciłam torbę szkolną do szafki, a w zamian zabrałam deskę, pożegnałam się z Caro i wyszłam ze szkoły. Jadąc do skateparku myślałam, jak wycisnąć z mojej przyjaciółki, co się ostatnio dzieje. Mojej mocy nie użyję, bo się na mnie śmiertelnie obrazi, więc... Co ja mam zrobić?
Już z daleka widziałam moich dwóch najlepszych kumpli- Deana i Kierana, jak zwykle zakładali się o wszystko... Moi idioci. Kocham ich. Pomachałam do Deana i zasłoniłam oczy Kieranowi.
-Zgadnij kto.-powiedziałam zmienionym głosem.
-Te małe łapki poznam wszędzie, Eleno.-stwierdził, a ja westchnęłam zrezygnowana i odsłoniłam mu widoczność.
-Mój znajomy ma tu przyjść. Widział twój mecz, przeraził się, że coś ci się stało, a tu się okazuję, że po prostu ci się ćwiczyć nie chciało...-zaśmiał się Dean- Uprzedzając pytanie, nazywa się Niall i stoi za tobą.
-Hej jestem Elena, ale to ściśle tajne- uśmiechnęłam się do blondyna z niebieskimi oczami, wydawał się być miły.
-Niall, ale to już wiesz. Niezła z ciebie aktorka...-rzygam tęczą. Ale on ma akcent, Irlandczyk. Wpatrywałam się w niego jak zaczarowana, dopóki ktoś nie klepną mnie w ramię, a ja nie spodziewając się tego przewróciłam się.
-Ktoś się zawiesił-powiedział Kieran ruszając brwiami.
-Uważaj na słowa, bo wylądujesz w szpitalu-wysyczałam, cała czerwona.
***
Byłam w towarzystwie blondyna od ponad trzech godzin, a nadal czułam się nieswojo, co nie jest ani trochę w moim stylu. Był fajny i miły, a to wpływa na jego korzyść, ale... tak jakby mi się podoba. Ha ha ha, Elena, to było dobre. Całe życie nie byłam zakochana, to teraz też się nie wkopię.
Nagle komórka farbowańca zadzwoniła, odebrał i rozmawiał, a raczej wyzywał się z kimś, przez kilka minut.
-Musze lecieć, mój brat się martwi...-pomachał do nas i odszedł.
Gadałam z idiotami przez pół godziny, w końcu nie wytrzymałam i sobie poszłam. E ich aluzje... Niall jest spoko, ale to TYLKO znajomy... Czy oni tego nie rozumieją?
Niall
  Czemu ten "klient" chce się jej pozbyć? Przecież ona jest miła i zupełnie nie szkodliwa. A jej przyjaciółka tym bardziej. Która, co, mu zrobiła?
Moim oczom ukazał się dużych rozmiarów dom, na skraju lasu. Podszedłem do drzwi, z kieszeni wyciągnąłem klucze, ale ku mojemu zdziwieniu, drzwi nie krępowały zamki. Wparowałem do środka.
-Ehtan! Jesteś tu?!-zawołałem, lecz odpowiedziała mi jedynie cisza.
Udałem się do przestronnego salonu a tam ujrzałem JEGO. Rot stał tyłem do mnie, patrzył przez okno. Jakim, kurwa, cudem on jest w moim domu?! Skąd on wziął klucze?
-Jak zamierzasz to rozegrać?-zapytał niespodziewanie, facet w czarnym płaszczu, z zawiniętym czarnym materiałem, wokół jego głowy. Rot. Mój ostatni klient, i uratuję moją matkę. Nawet jeśli niewinna osoba przypłaci to życiem, zrobię to.
  Trochę mi szkoda Eleny. Miałem tyle samo lat ile ona ma teraz, gdy wciągnąłem się w tę sprawę.
-Zdobędę jej zaufanie, a później zrobię co muszę.-odpowiedziałem niechętnie.
-Nie!!! Chce się sam nią zająć!!!
-Co takiego ona ci zrobiła?- zapytałem, nie wiedząc, czy chcę znać odpowiedź.
-Powiedzmy, że przez nią jestem tym kim jestem, potworem...
Elena
-Jestem!-zawołałam stając w progu.
-Ja też...-zaśmiała się Caroline.
-Oglądamy coś? Jest weekend. Może pójdziemy potańczymy?
-Wybieram pierwszą opcję, oglądniemy "1 2 3 umierasz ty"?
-Spoko, idę po popcorn!
***
-Caroline, mogę spać z tobą? Boję się...
-Ugh, dobra-zgodziła się moja przyjaciółka, za co przytuliłam ją mocno- ale jak mi zabierzesz kołdrę, zabiję cię.
-Okey, wezmę swoją...
  Poszłam do mojego pokoju, zabrałam poduszkę i jakieś okrycie, lecz gdy wróciłam zastałam Caroline śpiącą słodko na łóżku. Musiałam ją obudzić.
-Caroline!!! Wstawaj!!!- zaczęłam szturchać dziewczyną, w żebra, co jej się chyba nie spodobało, gdyż jęknęła z niezadowoleniem.- Och, kochana, sama się o to prosisz...- połaskotałam dziewczynę, za co delikatnie mnie uderzyła, więc ponowiłam czynność. W końcu Caroline poddała się i otworzyła oczy.
-Daj mi spokój- powiedziała zaspanym głosem.Uderzyłam ją poduszką, po czym ona, już rozbudzona i w pełni sił, oddała mi. Z niewinnej zabawy, nasza bitwa, stała się niemal wojną o przetrwanie.
 Biłyśmy się aż w końcu zobaczyłyśmy mnóstwo piór. Popatrzyłam na pokój i zaczęłam się śmiać.
Wszędzie latało pierze, poduszki były w opłakanym stanie, porozbijałyśmy kilka rzeczy.
-Wyglądasz, jak po inwazji łabędzi-mutantów - zaśmiałam się,a Caroline wystawiła mi język.
  Poprzebierałyśmy się w różne ciuchy, i robiłyśmy sobie fotki, na łóżku, głupie miny, pozy. Nigdy nie miałam normalnej przyjaciółki, a sama do takich ludzi nie należałam.
Jedno z zdjęć prezentowało nas, z głowami poza materacem, patrzące się na siebie. Szkoda, że na zdjęciach nie można odtworzyć głosów, można by wtedy usłyszeć nasze: "ale ty masz krzywy ryj", "taki jak i twój", oraz wiele chorych wypowiedzi. Wspomnienia... tak zostaną na długo, i ciągle będzie przybywało ich więcej i więcej. Boże, jak można być tak zjebanymi, jak my dwie? Jedno wiem na pewno. Podałyśmy się do siebie, jak dwie krople wody. Mimo, że staram się być jak najśmielsza, to naprawdę jestem wrażliwa, i zamknięta w sobie. Tylko Caroline to wie, jest najlepsza na świecie.
Gadałyśmy jakiś czas, a później, najzwyczajniej w świecie, usnęłyśmy.
    
     
Następny dzień
    Niezadowolona otworzyłam oczy, słyszą dźwięk budzika. Dziwne. Zazwyczaj budzę się przed nim...







Niall
   -Czemu TE dwie dziewczyny?-zapytałem mojego... nawet nie przyrodniego brata, jakbym liczył, że on będzie wiedział czym Elena i Caroline zawiniły Rot'owi.
-Bo tak. Zamknij się.
-Nie wkurzaj się braciszku.- tsa... nie ma to jak dręczenie kogoś. Czemu on nie lubi gdy nazywam go bratem? I dlaczego do cholery porwali naszych rodziców? AKURAT ICH? Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi.
-Myślę. Daj spokój.-Wow. Nie zabił mnie za moje "wyzwisko". Co świętujemy? Serio. Jakie dziś święto narodowe. Zacofany jestem.
 -Nad czym tak namiętnie rozmyślasz, co? Czyżbyś się zakochał, i mi nic o tym nie wiadomo? Chodzi o Caroline? Jeszcze zobaczysz, że będziecie parą. Mówię ci to.
-Ta, chciałbyś. Myślę jak by tu ją zabić.A co ty mi tak pierdolisz o miłości, co? Może sam jesteś zakochany. Na przykład w dziewczynie, którą masz zamiar zabić. Hmm?- popatrzył na mnie i pierwszy raz w życiu zobaczyłem rozbawienie na jego twarzy. Nie, dobra. Pierwszy raz od... jeden, dwa, ..., dziesięć miesięcy. Wtedy zabił jakiegoś faceta, który miał rodzinę i mu coś groził, że będzie się smażyć w piekle, czy coś tam.
-Wiesz co? Odkąd wykonujemy te "misję" dla L, jesteś wredny. I głupi.- popatrzył się na mnie ponownie, słysząc ostatnie zdanie, by w końcu wybuchnąć śmiechem, dołączyłem się do niego. Dawno nie spędzaliśmy razem czasu. Mimo że robimy to niemal codziennie. <od autorki: 'zboczeniec/zboczeńcy'> Od dość dłuższego czasu nie gadaliśmy jak bracia, raczej jak nienawidzący się współpracownicy. Miła odmiana.
-A ty niedorozwinięty. A nie, czekaj. Ty ZAWSZE byłeś niedorobiony.- udał obrażonego. 
-Nando's?- zapytałem z nadzieją.
-Nie bo KFC kurwo.-wyszczerzył zęby w uśmiechu. No cóż. Za swój komentarz dostał poduszką w ryj.
-Wszystko u ciebie w porządku? Ostatnio szczerzysz się jak idiota. Może to Caroline tak na ciebie działa? Hmm?- całkiem niespodziewanie oberwałem książką w czoło. Witaj nam siniaku. Ja go kurwa kiedyś zapierdole.-Twoja reakcja upewnia mnie, iż mam rację.
-W porównaniu do NIEKTÓRYCH- spojrzał na mnie ostentacyjnie- wypełniam swoje zadania, a nie uganiam się za jakimiś dupami, które koniec końców zabiję.-powiedział- Poza tym mam to.- z tylnej kieszeni saszetkę z jakimś proszkiem. Wiele w życiu widziałem. O wiele mógłbym go posądzać ale NARKOTYKI?
-Całkiem cię pojebało?!- zapytałem na maxa wkurwiony- Od tego możesz UMRZEĆ!!! 
-Z tym, czy bez tego, I TAK UMRĘ. Każdego to czeka. Myślę, że przez naszą pracę zaprzyjaźniłem się ze śmiercią.-odparł obojętnie.
-Rusz dupę, do tego pierdolonego KFC, bo twoja 'przyjaciółka', przyjdzie tutaj się zabawić.<od autorki: 'zboczenie. GLOBALNE ZBOCZENIE, KURWA'> -powiedziałem kąśliwie.- Jak dalej będziesz to brać to przypierdolę ci gong'a w ryj kutasiarzu zajebany.- nasz śmiech rozniósł się echem po całym domu. I spróbuj człowieku być tu poważnym.




_________________________________________
No cóż. <TUTAJ WKLEIŁA BYM "ZDJĘCIE" LIAMA PAYNA "CHCIAŁBYM PODZIĘKOWAĆ MENELOWI, SIOSTRY PRZYJACIELA ZNAJOMEGO BRATA KOGOŚ TAM, COŚ TAM ..., A TUSKOWI NIE, ALE... NO WŁAŚNIE ALE. NIE MOGĘ TEGO ZNALEŹĆ :(
Jej udało się... wyskrobałam perspektywę Nialla C:  Likier mi pomagała bo rozmowa z Ethan'em. No cóż... 
Przypominam o komentowaniu. Hmmm... można spamować jakimiś opowiadaniami. Osobiście lubię czytać blogi więc problemu nie ma, co do Liru/Likiera nie wiem jak się odmienia -.- mogłaś sobie inną ksywkę kurwa wymyślić, a nie ja się teraz będę produkować z odmianą... straciłam wątek, no więc nie wiem co o tym sądzi pani: 'spróbuj odmienić moją ksywkę kurwo', raczej się nie obrazi :)
Wszytko jest spoko póki jest choć słowo do posta.
Jestem uzależniona od: http://www.youtube.com/user/cietyvlog?feature=watch kocham go <3
Jest jakiś Boy Directioners bądź Directioners? Ja i pani: 'spróbuj odmienić moją ksywkę kurwo' (uczepiłam się) nawet bardzo, więc wiadomo skąd tam się Horan wdupcył. Łan Di nie istnieje. To teraz zabieramy się do 'bohaterów', bądź też po Likierowemu; 'bochaterów'. My zjebana friends. nie mówię iż nie pojawi się reszta moich pięknych mordek (lubię ich wplatać do wszystkiego, nawet gdy robię tosty/herbatę fantazjuję że odwracam się i tam słyszę; a dla mnie to co nima? szmuteg XD zjebana ja) raczej będą jako źli, ale nie będą odgrywać roli TYCH złych charakterów co myślisz Likier. W tej notce rozpisałam się bardziej niż w rozdziale... mam zbyt dużo myśli do skrócenia tego. Więc pierwowzór był krótszy o ostatnią perspektywę, ewentualnie miałam pociągnąć wątek z dziewczynami ale LIKIER kazała (mam pisać kazała, czy kazał? jest dziewczyną ale to rodzaj męski...) mi skończyć. Dziękuję ci-czujesz ironię?Tak? Nie wiem czemu...
Kończę, idę zająć się bohaterami i spamem (dodam to co czytam bu ha ha ha)
Wiśnia
ps. szlachta musi być
większa od plebsu
~Kamila Wiś*******
dane osobowe ściśle strzeżone
i od razu Doda "nieśmiały chłopak"
pap 

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 1 Rozbiłam szklankę

*Caroline*
-Elena, rusz się!- zawołałam moją współlokatorkę.- Znów się spóźnimy...
-Idź beze mnie. Jestem zajęta.
Ubrałam czarny płaszcz oraz buty tego samego koloru i opuściłam lawendowy przedpokój. 
Jak to w Londynie- padał deszcz. Droga do szkoły zajęła mi piętnaście minut. Poszłam do szatni akurat, gdy zadzwonił dzwonek informujący o rozpoczęciu lekcji. 
Szare pomieszczenie nie zachęcało do pozostania na dłużej, więc przebrałam się szybko i pobiegłam na angielski z psychicznym profesorem, panem Danielsem. Nie chcąc mieć kazania ze strony nauczyciela i pisania po trzysta razy "Nie będę się już więcej spóźniała", pobiegłam szybko schodami na drugie piętro. Skręcając w prawą stronę korytarza, nagle poczułam jakąś przeszkodę, w którą z rozpędu walnęłam.
-Przepraszam.- odparłam szybko wiedząc, że zaraz będę miała wykład od jakiegoś psora o tym, że nie biega się po terenie szkoły.
Ku mojemu zdziwieniu osoba ta nic nie mówiąc wyminęła mnie idąc w przeciwnym kierunku niż ja. Odwróciłam się do tyłu i zaskoczona spostrzegłam, że nie był to nauczyciel, tylko chłopak będący najpewniej w starszej klasie. Jasne, zamiast od razu zobaczyć na kogo wpadłam to jak głupia patrzę w podłogę. Ale nie przypuszczałam, że parę minut już po dzwonku mogę spotkać jeszcze jakiegoś ucznia. Dobra, nieważne. Zamiast tak stać powinnam iść do klasy.
Weszłam do sali i wszystkie oczy zwrócone były na mnie.
-Panno Lewis, spóźniła się pani. Co było ważniejsze od mojej lekcji?
-Nic, tylko...
-Nie obchodzi mnie to. Jeszcze jedno spóźnienie i pójdzie pani do dyrektora, a wie panna co się z tym może wiązać?- zapytał retorycznie
Doskonale znałam odpowiedź: Mogą mnie wyrzucić ze szkoły.
-Jeszcze nie skończyłem. Zostaje panna na przerwie i nie wyjdzie z sali dopóki nie napisze pięćset razy "Nie będę się już więcej spóźniała". Może pani już usiąść.- oznajmił i odwrócił się do tablicy, żeby kontynuować lekcję.
Świetnie... Od początku roku się na mnie uwziął. W dodatku zamiast po lekcji pogadać nawija to przy całej klasie.
Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi, a po chwili się otworzyły. Stał w nich chłopak, na którego wpadłam wcześniej na korytarzu.
-Czy to jest klasa Id?- zapytał w stronę nauczyciela.
-A pan to Ethan Keynes?
Kiwnął twierdząco głową.
-Fakt, że nie pojechał pan na wycieczkę nie upoważnia pana do wagarowania z lekcji.- odparł chłodno.
-W pokoju nauczycielskim podali mi ten numer sali.- powiedział obojętnie i podał psorowi małą karteczkę.
Uczący poprawił okulary i zmarszczył czoło.
-To jest przecież numer sali do następnej lekcji... Dobrze usiądź w wolnej ławce. Pogadamy na przerwie.- odparł i lekko zirytowany wrócił do tłumaczenia rzeczy na tablicy.
Brunet powoli poszedł do ławki za mną.
*parę minut później*
Rozległ się dzwonek na przerwę. Wszyscy wstali z miejsca, spakowali się i wyszli z pomieszczenia. Wszyscy oprócz mnie, uczącego i tamtego chłopaka. Ja nadal siedziałam w ławce wyciągając kartkę i długopis, a pakując pozostałe rzeczy. Z kolei oni stali i gadali przy biurku nauczycielskim. Czułam, że brunet przyglądał mi się ze zdziwieniem.
Dobra, mam już dwadzieścia razy napisane... Jeszcze "tylko" czterysta osiemdziesiąt. Podniosłam głowę, żeby zobaczyć ile mam jeszcze czasu do następnej lekcji. Dziesięć minut. Nie mam szans, żebym zdążyła.
Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi. Była to Elena. Zaskoczona patrzyła to na mnie, to na nauczyciela i ucznia.
-A pani czego tutaj szuka?- zapytał psor.
-Przyszłam po Caroline.- odparła obojętnie i podeszła do mnie.
-Panno Lewis. Na razie może pani iść, ale ma pani się jutro przed lekcjami tutaj zameldować.- oznajmił poważnie
Przytaknęłam głową i spakowałam się. Ile już miałam razy napisane? Ponad pięćdziesiąt.
Szybko z Eleną wyszłyśmy z klasy, żeby psorek się jeszcze nie rozzłościł.
-Co to miało być?- zapytała zdezorientowana ruda dziewczyna.
-Profesorek się wkurzył o to, że kolejny raz się spóźniłam i chce mnie wywalić ze szkoły.
Starałam się zabrzmieć obojętnie, ale nadaremnie. Trochę się tym przejmowałam.
-Przecież nie mogą, zbyt dobre masz stopnie. Gdyby za takie coś wyrzucali z tej budy było by tu maksimum z dwadzieścia osób.- na wpół żartobliwie próbowała mnie pocieszyć.
Nagle zabrzmiał dzwonek informujący o tym, że zaczęła się lekcja. Szybko pobiegłyśmy pod salę i akurat weszłyśmy równo z nauczycielem.
Lekcja fizyki minęła w miarę normalnie. No prócz tego, że babka była dzisiaj nadzwyczaj nerwowa.
Później minęły kolejne lekcje. Na matematyce psorka się wkurzyła, że niby przeszkadzałyśmy, a ja tylko tłumaczyłam Elenie kilka zadań, których nie rozumiała. Na moje nieszczęście babka przesadziła mnie do tamtego "nowego". Pocieszał mnie jedynie fakt, że będę tak siedzieć z nim tymczasowo. Z tego co usłyszałam przypadkowo na przerwach, miał być w naszej klasie tylko do końca tygodnia. 
On... nie powinnam go oceniać po pierwszych paru minutach, ale zachowywał się dziwnie. Przez większość lekcji nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w okno i od czasu do czasu coś tam zapisywał w zeszycie.
Znudzona wyczekiwałam końca lekcji. Gdy zadzwonił upragniony dzwonek, wraz z tłumem podekscytowanych nastolatków wyszłam z pomieszczenia i stanęłam z boku korytarza czekając na Elenę. Po dołączeniu poszłyśmy do szatni, gdzie przez paręnaście minut nie mogłyśmy się dostać do szafek przez tłum innych uczniów. W tym czasie poszłyśmy do sklepiku szkolnego. Elena kupiła puszkę pepsi i chipsy, a ja wafle ryżowe i 7 up'a.
Gdy nareszcie w szatni nie było już prawie nikogo przebrałyśmy się i wypakowałyśmy niepotrzebne książki i zeszyty. Gotowe wyszłyśmy ze szkoły i skierowałyśmy się w stronę domu. W połowie drogi El przypomniało się, że dzisiaj była jej kolej na gotowanie obiadu, a co się z tym wiązało musiała zrobić zakupy. Uzgodniłyśmy tak, że ona idzie do sklepu, a ja do domu i tam się spotkamy. Starałam się chodzić spacerem, ale raczej się to nie udało. Byłam przyzwyczajona, że gdy jestem sama niemal biegnę.
Po dotarciu do mieszkania ściągnęłam buty i płaszcz, a po tym poszłam do kuchni się czegoś napić. Nalałam wody do szklanki i zaczęłam się z nią kierować w stronę salonu, w celu oglądnięcia telewizji. Przeszłam parę kroków, gdy nagle źle postawiłam stopę. W ostatnim momencie złapałam równowagę zapominając jednak o szklance, która z hukiem upadła na ziemię. Rozbiła się na kawałki mieszając razem z wodą. Nie wiedząc co robić kucnęłam i zaczęłam zbierać pokruszone kryształki. W tej chwili jedno ze szkiełek wbiło mi się w palec.
W jednej sekundzie znalazłam się gdzie indziej.
Jest zimno. Nocna ulica. Stoję na chodniku i rozglądam się wkoło, próbując coś wypatrzeć. Wtem słyszę strzał. Szybko biegnę w stronę dobiegającego odgłosu. Zatrzymuję się widząc to. Zasłoniłam usta dłońmi, żeby nie krzyknąć. Na zakrwawionym asfalcie leży facet cały w czerwonej cieczy. Obok niego wysoki chłopak. W ręce trzyma pistolet. Stoi do mnie bokiem. Chciałam już odejść, gdy nagle on odwraca się w moją stronę. Uciec. Muszę uciec, ale... nie mogę się ruszyć. Już po mnie. Zabije mnie. Zanim umrę nie wiem czemu, ale chcę znać jego twarz. Mimo iż jest naprzeciwko mnie nie widzę jej. Widoczne są tylko usta. Oczy i nos są przysłonięte mocno naciągniętym kapturem. Nagle jego usta zadrżały. Podniósł wolną rękę i chwycił za materiał bluzy. Tak. Zaraz poznam jego oblicze.

-Jezus, na boga... Oszalałaś czy jak?!- nagle wybudził mnie znajomy głos.
Czyli, to był tylko jakiś chory sen...-odetchnęłam z ulgą.
-Co ty robisz?!- zapytała El podbiegając do mnie.
-Rozbiłam szklankę.- wymamrotałam obojętnie.
-I szkło zbierasz rękami?! Na mózg upadłaś?!
-Nie krzycz tak. Głowa mnie boli.- powiedziałam półszeptem i wstałam.
-Coś się stało?- zapytała już spokojniej widząc mnie wychodzącą z kuchni.
-Nie, nic.- odparłam z przedpokoju i będąc przed swoim pokojem zamknęłam się w nim.
Usiadłam na łóżku i poczułam smutek mieszający się z ciężkością na sercu. Ze mną serio coś się dzieje. Czuję to. Nienawidzę okłamywać Eleny. Jest jedyną osobą, która mi jeszcze została.
Szczerze to... Wątpię, żeby to co widziałam było zwykłym, niewinnym snem. Za wszelką cenę muszę się dowiedzieć kim on był. Jednego jestem pewna. Jest on z mojego otoczenia i jest zdolny zabić każdego.


*Ethan*
Siedziałem na parapecie i wpatrywałem się przez okno na obraz deszczowej nocy. Czyli, że ona już część wie... Ale skąd ona się tam znalazła i po chwili znikła? Nieważne... Może uzna to za jakieś zwidy albo sen... Chociaż nie wiem, czy tą osobą wariującą nie jestem przypadkiem ja sam. Ale w porządku. Załóżmy, że ona to widziała. Nie mogę dopuścić żeby dowiedziała się więcej, a nawet jeśli do tego dojdzie, zabiję ją. Mimo zakazów, odważę się. Mam udawać jej przyjaciela... Uhm... Jeszcze czego... Mam gdzieś to wszystko. Robię po swojemu i tyle. Jeszcze tego by brakowało, żebym musiał się zniżać aż do tego poziomu. Prawdę mówiąc, jest mi już obojętna ta sprawa z rodzicami. Za dużo już wypełniałem tych misji, żeby mi na czymkolwiek zależało. Ale jednak z drugiej strony... Zbyt wiele osiągnąłem, żeby tak nagle to wszystko schrzanić.
Zmęczony postanowiłem się położyć, lecz nie mogłem zasnąć. Zbyt wielki mętlik miałem w głowie. Wszystko o czym pomyślałem mieszało mi się. Nienawidzę tego uczucia. Mąci człowiekowi w głowie i zabiera mu masę czasu, w którym mógłby tyle zrobić, a stoi w miejscu.


_______________________________________________
No więc nareszcie pojawił się pierwszy rozdział. Wiem, długo go nie było przez co bardzo przepraszam :c
Postaram się pisać rozdziały mniej więcej takiej długości. Ten jednak nie był zbyt udany... ale nie za bardzo mi wychodzą początki :\
Wiem, pewnie to może też trochę razić przez brak akapitów... ale na serio nie jestem w ogóle w tym dobra. Jest na pewno też wiele powtórzeń, za co również przepraszam.
W zakładce Bohaterowie za niedługo powinny się pojawić nowe postacie (lub jak na razie postać) :)
Tak więc to na tyle by było c:
Likier